"Super Express": - Przygotowania do nowego sezonu zacząłeś od testowania sprzętu. Czym nowe rakiety różnią się od tych, których do tej pory używałeś?
Jerzy Janowicz: - Te, którymi teraz będę grał, są podobne do tych, których używałem podczas Wimbledonu. Potem jednak szukaliśmy nowych rozwiązań. Końcówkę sezonu grałem już innymi rakietami i nie był to sprzęt, który by mi w stu procentach odpowiadał. Poprosiłem o wsparcie firmę Babolat, z której rakiet od dawna korzystam. Przyleciała do mnie do Łodzi bardzo profesjonalna ekipa i bardzo mi pomogli. Przeprowadziliśmy specjalistyczne testy i pomiary. W czasie treningu analizowaliśmy balans rakiet, dociążaliśmy i odciążaliśmy je. Wszystko po to, żeby używany w nowym sezonie sprzęt pasował mi idealnie.
Zobacz również: TYLKO U NAS! Jerzy Janowicz: Mała kostka w nodze ciągle mnie boli [WYWIAD]
- I pasuje?
- Teraz już na pewno nie będę się czuł tak, jakbym miał w ręku kołek (śmiech).
- Przed tobą turniej w Sydney (6 stycznia), ale przede wszystkim wielkoszlemowy Australian Open (13 stycznia). Rok temu doszedłeś do III rundy, a wcześniej działo się dużo - najpierw słynne "How many times?" i awantura z arbitrem, a potem przegrany mecz z Almagro, w którym pokonała cię głównie krwawa rana na prawej dłoni. Lubisz tam grać?
- Tak, bardzo lubię ten turniej. Atmosfera w Melbourne jest świetna. Nawierzchnia też mi odpowiada. Jeszcze parę lat temu była inna, taka gumowata, szorstka, tępa, a przez to wolna. Ale teraz ją zmienili. A już najbardziej pasuje mi pogoda. Lubię grać, gdy świeci mocno słońce i jest bardzo ciepło, łatwiej mi się wtedy rozgrzać i wejść na wyższe obroty.
- Nie lubisz wyznaczać sobie celów w postaci konkretnych pozycji w rankingu. Ale z twojego obozu padały ostatnio konkretne deklaracje, że celem na ten sezon jest pierwsza dziesiątka.
- Nie chcę kategorycznie zakładać sobie, że muszę być w pierwszej dziesiątce, bo byłoby to tylko stwarzaniem dodatkowej zupełnie niepotrzebnej presji. Ale jeżeli uda się to osiągnąć, to z pewnością się nie obrażę, a nawet będę z siebie bardzo zadowolony. A jeśli się nie uda, to będzie to po prostu mój cel na kolejny sezon.
- Wśród tenisowych gwiazd zapanowała ostatnio ciekawa moda. Novak Djoković zatrudnił na stanowisku trenera Borisa Beckera, krótko potem Roger Federer rozpoczął współpracę ze Stefanem Edbergiem, a szkoleniowcem Andy'ego Murraya jest Ivan Lendl. Nie korci cię, żeby zgodnie z tym trendem zatrudnić jakąś tenisową legendę z lat osiemdziesiątych?
Przeczytaj także: Puchar Hopmana. Polacy awansowali do finału!
- Na razie takich przemyśleń nie miałem. Z roku na rok moja pozycja w rankingu jest coraz lepsza, więc nie widzę powodów, żeby coś zmieniać. Choć jeżeli w mojej grze zacznie się jakaś stagnacja, to z pewnością pomyślę i o tym.
- Z barażu z Australią o awans do Grupy Światowej Pucharu Davisa wyeliminowała cię kontuzja kręgosłupa. Podobnie było teraz, gdy miałeś w parze z Agnieszką Radwańską wystąpić w Pucharze Hopmana. Czy 31 stycznia, gdy Polska zagra w Moskwie z Rosją w Pucharze Davisa, będziesz do dyspozycji?
- Tak. Występ w tym meczu jest w moich planach.