- Wielka szkoda, bo mecz był do wygrania - ocenia Wojciech Fibak, który jako ostatni Polak wygrał we French Open (w 1984 roku pokonał Kricksteina z USA, w drugiej rundzie).
W tenisowym rankingu wczorajszych rywali dzieli równo 100 miejsc (Troicki 37. ATP, Kubot 137.), ale w pierwszym secie wyglądało to tak, jakby to Serb był w drugiej setce. Kubot grał rewelacyjnie, popełnił tylko jeden błąd i wygrał zdecydowanie. Serb był tak sfrustrowany, że w pewnym momencie, po kolejnym znakomitym zagraniu Polaka, walnął się rakietą w głowę i wrzasnął: "Debilu, jak grasz?!".
Ale po prawie dwugodzinnej przerwie, spowodowanej opadami deszczu, wszystko się zmieniło. Troicki zaczął grać lepiej, a Kubot - więcej psuć. Jeszcze w czwartym secie Polak zerwał się do boju, wygrał tie-breaka, ale w piątym już nie dał rady. Dał się przełamać przy stanie 2:3, a sam nie wykorzystał okazji do przełamania przy 3:5 i przegrał.
- Łukasz zaczął rewelacyjnie, ale potem przegrał w głowie, psychicznie. Serb nic wielkiego nie pokazał, ale wyszły "polskie demony" - analizuje Fibak.
Te "polskie demony" to słabość psychiczna naszych czołowych zawodników. Wczoraj dopadły one też Urszulę Radwańską (19 l.), która w I rundzie przegrała 6:4, 3:6, 0:6 z Belgijką Yaniną Wickmayer. Po przegranym w dramatycznych okolicznościach drugim gemie trzeciego seta Ula nie podjęła już walki.