"Super Express": - Po bardzo słabym występie w Tokio Iga Świątek w Pekinie zagrała wspaniale, ale to było już trzy tygodnie temu. Zdoła utrzymać tę formę?
Lech Sidor: - W Pekinie zagrała sportowa złość, a Iga taka jest, że jak przegrywa, to potem się podwójnie mobilizuje. Taktycznie start w Tokio był błędem i jej zupełnie nie wyszedł. Już na igrzyskach ten chropowaty kort, na którym piłka staje, jej nie pasował. Do tego doszła bardzo wysoka wilgotność, której Iga nie lubi. Być może chodziło o to, żeby przed Pekinem zaliczyć jeszcze ten jeden występ i złapać meczowy rytm. W Pekinie już było super, ale dla mnie to było oczywiste, że Iga tam wspaniale zagra. Tam były już zupełnie inne warunki niż w Tokio i korty, który idealnie pasowały do jej stylu gry. Warunki były wręcz stworzone pod Igę. A co do tego, czy Iga będzie w stanie utrzymać formę z Pekinu? Tu można przypomnieć to, co zawsze mówił Rafael Nadal, gdy pytali go przed turniejami, czy mu pasują takie a nie inne piłki albo korty. Powtarzał, że nie ma sensu tego analizować, bo on tu i tak nie ma nic do gadania, po prostu wychodzi na kort i gra. I tu jest tak samo. Kalendarz był znany od dłuższego czasu, Iga i jej trener mają już tyle doświadczenia, że na pewno mogli ten plan treningowy odpowiednio dobrać.
- W Cancun, gdzie powalczą w WTA Finals, nie wiadomo, jakiego kortu się spodziewać, bo jeszcze w czwartek był budowany, a tenisistki musiały trenować na kortach, z których na co dzień korzystają hotelowi goście. Teoretycznie ten nowy kort ma być do nich podobny...
- Ale gdzie tam?! Te korty treningowe przy hotelu są już stare i pościerane, a każda nowa nawierzchnia potrzebuje czasu, żeby się zetrzeć. Dlatego nie wiadomo, jaki ten kort tak naprawdę zrobią i będzie mocno loteryjnie. Dużo zależeć będzie - o czym się rzadko mówi - od farby czyli tego, co na samym wierzchu. Zanim będzie można coś więcej powiedzieć o formie i faworytkach, to będzie pewnie potrzeba dwóch serii meczów w grupach. Wcześniej to będzie wróżenie z fusów. Z jednej strony, jest to ciekawe, a z drugiej - jednak bez sensu, że w tych warunkach piąta co do ważności impreza w cyklu ma się odbywać na zasadzie ruskiej rulety. To jest śmieszne. Kortu cały czas nie ma. Zawodniczki trenują w jakimś hotelu, a do tego podobno na miejscu jest tylko jeden stringer (osoba od naciągania rakiet, red.). To jest jakaś kompletna paranoja, a WTA to trzeba rozwiązać i założyć na nowo, bo to jest banda nieudaczników. Prezydent Steve Simon zachowuje się tak, jakby został wrzucony do tego wszystkiego prosto z planu Harry'ego Pottera i uprawia jakieś dziwne czary, a zawodniczki nie mają nic do gadania. Skoro po raz kolejny nie potrafi zaplanować kalendarza WTA, to powinien podać się do dymisji, bo - wbrew pozorom - wcale nie jest to takie trudne.
- Specyfiką WTA Finals jest to, że nie ma meczów ze słabszymi rywalkami, w czasie których można lepiej wejść w turniej. Od razu trzeba grać z rywalkami ze światowej czołówki. To dobrze czy źle dla Igi?
- O Igę na pewno się nie martwię jeżeli chodzi o zaangażowanie i koncentrację. Za to ona od dawna potrzebowała nieco więcej czasu na przyzwyczajenie się do warunków i innej strefy czasowej. Tylko tutaj widziałbym jakieś ewentualne problemy. Natomiast to, że od początku będzie grała z mocnymi rywalkami, to jest akurat na plus, bo ona na te wielkie nazwiska się najlepiej mobilizuje. Poza tym jest ten wyścig z Sabalenką o pozycję numer 1, dużo punktów i pieniędzy do wygrania. A to też na pewno będzie miało znaczenie.
- Iga traci do Aryny Sabalenki 630 punktów, a do wygrania jest ich 1500. Scenariusz, w którym po WTA Finals, Polka wraca na tron liderki, jest pana zdaniem realny?
- Pamiętajmy, że Sabalenka nie będzie stać z boku i patrzeć. Z tymi scenariuszami jest tak, że jest ich dużo, a i tak się żaden pewnie nie sprawdzi. Ten turniej jest bardzo intensywny. To jest końcówka sezonu i też będzie mieć znaczenie, kto sobie co uszkodzi w czasie kolejnych meczów w grupie. Mogą przytrafić się urazy, a ta dłuższa przerwa w grze, którą teraz te dziewczyny miały, też nie jest dobra, bo zawodniczki wejdą do gry potrójnie nagrzane po okresie treningów i łatwo można przesadzić.
Rozmawiał Michał Chojecki