"Super Express" – Jaka była pani reakcja po ostatniej piłce córki w finale French Open?
Dorota Świątek: – Byłam bardzo spokojna.
– Jak to? Przecież Iga właśnie wygrała Szlema.
– Po tylu latach jeżdżenia z nią na zawody zrozumiałam, że uzewnętrznianie emocji podczas meczu nie pomaga. Po prostu, patrząc na styl jej gry od początku turnieju, byłam przekonana, że będzie dobrze. Oczywiście, pod koniec setów napięcie zawsze rośnie, bo jest coś takiego jak syndrom piątej partii, kiedy może nastąpić nagłe odwrócenie sytuacji.
– Jak bardzo córka zaskoczyła mamę wyczynem w Paryżu?
– Muszę przyznać, że nie ma wielkiego zaskoczenia, bo córka zajmuje się tenisem od piętnastu lat. Po takim czasie orki na kortach przychodzi czas na odcinanie kuponów i należnej chwały. Tak jak człowiek odnosi największe sukcesy zawodowe gdzieś koło czterdziestki, to w tenisie ma to miejsce znacznie wcześniej ze względu na specyfikę tego sportu.
Iga Świątek w TĘCZOWEJ sukience! Tak SZALONEJ kreacji nikt się nie spodziewał [ZDJĘCIE]
– Czym najbardziej zaimponowała?
– Zagrała dobrze od pierwszych meczów, pojawiło się wszystko: koncentracja, dynamika, pewność siebie, koncepcja gry. Wszystko to zagrało w jednym momencie, muszę przyznać, że właśnie dlatego aż tak się nie denerwowałam. Czułam, że to się tak skończy, zwłaszcza po tym jak przeszła czwartą rundę.
– Był moment Rolanda Garrosa, w którym pani zawyrokowała: ona tego już nie przegra?
– Po pokonaniu Halep, czyli turniejowej jedynki. Utwierdzałam się w tym przekonaniu także po obejrzeniu poprzednich spotkań, tym bardziej że Iga od początku grała pewnie. Ogromną frajdę sprawiło mi to, co widziałam.
Iga Świątek wzruszająco po wygraniu Roland Garros: Cały kraj mnie wspierał
– I co wyczytała pani z mowy ciała córki w trakcie turnieju?
– Jestem w stanie bardzo dokładnie określić jej stany na tej podstawie. Zobaczyłam po raz pierwszy coś nowego, pewną wyjątkową spójność tego co robi, połączenie wielu cech niezbędnych w grze, popartych dynamiką, taktyką, kątami uderzeń, ich precyzją. Może to ostatnie było kluczowe, wręcz zaskakująco dobre. Nigdy wcześniej tych wszystkich najlepszych elementów nie było w jednym miejscu i czasie. To nie tak, że ona czegoś nie umie robić, tylko tym razem połączyła to idealnie. Przecież dzieciak umie grać... Zawsze to potwierdzała. Dobieraliśmy turnieje zawsze w ten sposób, by miała solidnie budowany ranking. To nie były wyjazdy na białe niedźwiedzie albo tam, gdzie nie będzie nawet czołówki juniorskiej. Chodziło o to, by była zawsze dobra obsada i by potwierdzała swoje umiejętności.
– Zastanawiała się pani, kiedy wreszcie może osiągnąć wielki sukces?
– Piętnaście lat Iga zajmuje się tym i tylko tym, poza szkołą oczywiście. Ale kiedy w końcu przyjdzie moment wielkiego triumfu, tego jednak się nigdy nie wie. Było wiadomo, że prędzej czy później to nastąpi. Nadzieje są zawsze, kiedy zaczyna się jakikolwiek turniej. Sport to jest zbieg różnych okoliczności, przypadków i szczęścia. To jest trochę jak hazard, a może nawet coś gorszego, bo tam się traci tylko pieniądze, a tu również zdrowie.
Nawet Magda Gessler skomentowała zwycięstwo Igi Świątek. Padły MOCNE określenia [ZDJĘCIE]
– Jak córka to wszystko przeżywała w czasie French Open? Sprawiała wrażenie mocno skoncentrowanej i pewnej swego, tak jakby wszystko miała pod kontrolą.
– Nie miałam z córką kontaktu, bo to by zaburzyło pracę całego teamu. Oni ją zupełnie izolowali od wpływów zewnętrznych i to była bardzo dobra strategia. Gdybym w trakcie turnieju przekazywała jakieś uwagi, tobym ją tylko mogła niepotrzebnie rozproszyć.
– Wybór kariery zawodowej tenisistki to także praktycznie zabrane dzieciństwo. Iga miała z tym problem?
– Wielokrotnie wspominała, że była pozbawiona życia towarzyskiego, bo była trzymana w sportowej bańce. Trenowała codziennie, w niedziele i święta też.
– Jednocześnie nie zaniedbała edukacji, wiemy o bardzo dobrych wynikach matury.
– Oczywiście, tylko trzeba sobie uświadomić, że kiedy wyjeżdżała na paromiesięczne tury, z frekwencją w szkole nie mogło być dobrze. To jest inteligentna dziewczyna, obie córki zresztą były bezproblemowe pod względem systematyczności. Jak raz im się wdrożyło te zasady od szkoły podstawowej, to potem był samograj.
– Były momenty, gdy Iga miała ochotę rzucić tenis, bo nie wychodziło coś sportowo lub z powodu urazów?
– Były. Sport wyczynowy to dziedzina, która poza stanami euforii wprowadza stany depresyjne i epizody gorszych nastrojów. Sinusoida stanów emocjonalnych jest tutaj olbrzymia, bo to dziedzina życia wiążąca się z adrenaliną. Najcięższe momenty były wtedy, gdy Iga została wyłączona ze względu na kontuzję. Podczas rehabilitacji i leczenia była uwiązana w domu i musiała przez to przejść. Zagrożenie zdrowia było poważne i nikt nie wiedział, co się zdarzy potem.
– Nie boi się pani Igomanii i szaleństwa, jakie rozpęta się teraz wokół córki?
– Nie obawiam się, bo przez lata obecności wokół tego przedsięwzięcia nauczyłam się kontrolować emocje. Media oczywiście będą robić swoją robotę i nagłaśniać, ludzie też mówią o tym dużo i poziom tego szaleństwa jest większy, bo i sukces nie jest byle jaki. Iga musi sobie umieć z tym wszystkim poradzić. W samej Igomanii nie ma absolutnie nic złego. Sport jest demokratyczny, bo pokazuje jak wiele można osiągnąć bez przyznawania dzikich kart i własną pracą oraz determinacją.
– Iga nie straciła w Paryżu nawet seta. To chyba musiało zrobić wrażenie?
– Moje podejście do uprawiania przez nią sportu było zawsze takie: bez względu na to jaki wynik osiągniesz, najważniejsze jest w jakim stylu to zrobisz. Nawet gdyby na jakimś etapie mecz był przegrany, ale w dobrym stylu, wówczas można to przyjąć do wiadomości. To tylko sport i to się zdarza. A więc bez względu na to, czy były to wyłącznie dwusetówki, czy też zdarzyłaby się w którymś trzysetowa walka, ma to znaczenie jedynie statystyczne. Bo ona po prostu zagrała bezbłędnie.
– Fachowcy mówią, że Iga Świątek jest zawodniczką kompletną.
– Pewnie zawsze można poprawić jakieś detale techniczne, ale to przyjdzie z czasem, by wszystko dopracować. Przecież ona jest dopiero na początku kariery zawodowej. Podstawy ma solidne.
– No to strach się bać, co może zacząć robić w kolejnych latach, ale czy wielkie oczekiwania nie będą teraz dla niej obciążeniem?
– Oczekiwania zawsze były i ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Była przecież znaną juniorką. Czasem się uda, innym razem nie, w sporcie trzeba mieć talent i pracowitość, ale także odrobinę szczęścia. Iga coraz lepiej radzi sobie z presją, a poza tym zastrzyk adrenaliny zawsze mobilizuje dodatkowo. Sportowcy są od tego uzależnieni, inaczej nie posuwaliby się do przodu.
– To prawda, że Iga bywa na co dzień niecierpliwa?
– To jest generalnie cecha młodych ludzi, którzy wszystko chcą robić szybko i wszystko chcą mieć od razu. Gdy człowiek dorasta, to zauważa, że tempo nie jest najważniejsze i podchodzi do życia bardziej rozważnie. Nie sądzę, by Iga odstawała pod tym względem od reszty rówieśników ani by to jej przeszkadzało w sporcie.
– Świętowanie w Polsce będzie huczne?
– Jak zwykle bywa po przyjazdach do kraju, będzie miała tendencję do tego, żeby od spraw sportowych się odciąć. To jest dla niej olbrzymie obciążenie psychiczne. Sama zdecyduje jak uczci sukces, poza tym będzie miała dużo spotkań medialnych i zawodowych. Wszyscy się na nią rzucą, będzie sporo szumu. Sprawy osobiste zejdą na dalszy plan. Mogę mówić o sobie: radość jest wielka i duma też. Największa satysfakcja jest taka, że córka robi to, co daje jej frajdę. Sprawą wtórną jest to, że daje także radość innym.
– Jak dalej będzie wyglądała kariera Igi?
– Lubi to robić, jest w pewien sposób uzależniona od tenisa w sensie emocjonalnym. Gdy leżała w domu po kontuzji, doskonale widziałam jak jej tego brakowało. Na pewno chce realizować marzenia, wygrywać szlemy i igrzyska, sama o tym mówiła. Uważam, że w życiu najważniejszy jest profesjonalizm w podejściu do wszystkiego, a sława i pieniądze to efekt uboczny umiejętności. Ludzie mający radość z tego co robią zawodowo i łączący to z wynikami oraz dochodami, są najszczęśliwsi na świecie.