Trudno się dziwić wzruszeniu Szwajcara. Przed ostatnie pięć lat dominował w światowym tenisie, pięć razy z rzędu wygrywał wielkoszlemowy Wimbledon, pięć razy był najlepszy w US Open, trzy razy triumfował w Australian Open. I tylko na paryskich kortach imienia Rolanda Garrosa nie był w stanie wygrać. Aż do wczoraj...
Koszmarem Federera był Rafael Nadal (23 l.). Hiszpan w 2008, 2007 i 2006 roku pokonywał Szwajcara w finale paryskiego turnieju. Rok temu wręcz zmiótł go z kortu, wygrywając 6:1, 6:3, 6:0. Tym razem jednak Nadala w finale nie było, w 4. rundzie sensacyjnie wyeliminował go Robin Soderling. Federer był mu za to bardzo wdzięczny, ale podziękował dopiero po finale. Wcześniej, na korcie, był bezlitosny dla Szweda, nie dał mu żadnych szans.
- Wiele osób mi mówiło, że nigdy nie uda mi się wygrać Rolanda Garrosa, a jednak tego dokonałem - mówi wzruszony Federer, nowy król Paryża, który za wczorajsze zwycięstwo odebrał czek na milion euro. Dla niego jednak znacznie ważniejsze, że odniósł 14. wielkoszlemowy triumf, wyrównując w ten sposób rekord Pete'a Samprasa (38 l.). W przeciwieństwie do Amerykanina od wczoraj ma jednak na koncie zwycięstwo w Paryżu. Jest też szóstym tenisistą w historii, który wygrał w karierze wszystkie turnieje wielkoszlemowe.
W finale turnieju kobiet zwyciężyła Swietłana Kuzniecowa (24 l.). Rosjanka zaskakująco łatwo pokonała 6:4, 6:2 swoją rodaczkę, liderkę rankingu Dinarę Safinę (23 l.). A pomyśleć, że naprawdę niewiele brakowało, żeby w 4. rundzie Kuzniecowa przegrała z Agnieszką Radwańską (20 l.)...
- Mogłam ją pokonać - mówi "Super Expressowi" Polka. - Czy to znaczy, że mogłam wygrać cały turniej, skoro ona tego dokonała? Nie wiem, może...