"SE": - Proszę powiedzieć szczerze. Przed czwartkowymi meczami wierzył pan jeszcze, że Agnieszka może wyjść z grupy?
Robert Radwański: - Wiara była, ale słaba. Światełko zapaliło się w tunelu, gdy zobaczyłem te matematyczne analizy szans. Szarapowej trzeba oddać, że pokazała klasę, walcząc do końca. Po jej meczu żartowałem, że wreszcie Rosjanie zrobili coś dla Polski. A tak serio, to przecież miała już pewny awans, więc nie musiała - jak to się mówi - gryźć trawy. Myślę, że należy jej się od Agnieszki jakaś kolacja.
Robert Radwański przed półfinałem WTA Finals
- Szarapowa nie integruje się z innymi tenisistkami. Może być ciężko z tą kolacją...
- To prawda. Szarapowa trzyma się z boku, dystansuje się od reszty dziewczyn. Skończy się więc pewnie na jakiejś piątce przybitej w szatni.
- Tego awansu nie byłoby jednak, gdyby Agnieszka nie pokonała wcześniej 7:6, 6:1 Halep.
- Zagrała chyba najlepszy mecz w sezonie. Ten tie-break, w którym wyciągnęła z 1-5 na 7-5 serią spektakularnych zagrań, był niesamowity. W krytycznym momencie wreszcie zaczęła grać agresywnie i to przyniosło od razu efekty. Pokazała, że w taki sposób potrafi grać. A skoro tak, to czemu nie gra tak częściej? Ten mecz pokazał, jak ogromne ma rezerwy. Tylko trzeba je w końcu wykorzystać!
- W półfinale zagra z rozpędzoną Muguruzą.
- Mamy rewanż za porażkę w półfinale Wimbledonu. Hiszpanka jest mocna, ale wierzę, że znowu wszystko ułożyły się po naszej myśli. Gramy o pełną pulę.