Radwański zainteresował się winem kilka lat temu. Wcześniej gustował raczej w whisky. - Zaczęło się zupełnie przypadkiem, w Gdyni. Byliśmy tam na rozgrywkach Pucharu Federacji i na wieczorne spotkanie menedżer Arki przyniósł bardzo stare i bardzo drogie wino ze swojej piwniczki. Było genialne - zachwyca się Robert Radwański.
Kupił specjalną lodówkę
Od tego czasu trener postanowił w wolnych chwilach czytać o winie, rozmawiać z sommelierami i poszerzać swoją wiedzę. - Mam też taki zwyczaj, że na turniejach staram się spróbować lokalnych win. Jeśli trafię na coś wyjątkowego, przywożę do Polski - zdradza. - Trochę się już tego uzbierało, choć przywożę głównie z Europy. Wina z Ameryki i Australii mniej mi smakują...
Radwański zainwestował nawet w specjalną lodówkę do przechowywania wina. Na każdej półce można ustawić inną temperaturę, optymalną do poszczególnych butelek.
Przeczytaj koniecznie: Agnieszka Radwańska: Przypakowałam! By wreszcie WYGRAĆ SZLEMA
- Kiedyś wino leżakowało w piwnicach, jednak ja taką piwniczką nie dysponuję. Wino powinno być przechowywane w temperaturze o kilka stopni niższej od tej, która panuje w mieszkaniach - wyjaśnia. - Jeśli kupujemy butelkę po to, żeby zaraz wypić zawartość, to nie ma problemu. Ale ja chciałbym niektóre wina trzymać przez lata, a wtedy nieodpowiednia temperatura może zepsuć wino. A szkoda by było wylać do zlewu kilka tysięcy złotych...
Agnieszce wino nie smakuje
Radwański ma ambicję, żeby stworzyć poważną kolekcję win z całego świata. - Jest z tym pewien kłopot, bo muszę kupować po dwie butelki każdego rodzaju: jedną do kolekcji, a drugą do spróbowania, żeby nie trzymać byle czego - śmieje się. - To najczęściej nie są bardzo drogie wina, mam swój umiar. Zresztą, póki co nie znam się na tym tak bardzo, żeby w pełni docenić takie najdroższe gatunki. Zaszaleję dopiero wtedy, kiedy Isia wygra Szlema!
Siostry Radwańskie nie podzielają pasji ojca. - Wino mi nie smakuje - mówi wprost Agnieszka. - Bez względu na to, jak drogie. W ogóle nie lubię smaku alkoholu. Mam nadzieję, że tata będzie mógł się napić za mój sukces na Wimbledonie, choć akurat ja za kilkanaście tysięcy złotych wolałabym kupić zupełnie co innego niż butelkę wina - uśmiecha się Isia.