Na konferencję prasową Jerzy Janowicz przyszedł wściekły jak osa. Najpierw na każde pytanie odpowiadał kilkoma słowami. Przy tym miał cały czas spuszczoną głowę, nerwowo głaskał się po czupryne.
- Czego zabrakło?
- Wygranej w trzecim secie.
- Dlaczego starciłem kontrolę nad spotkaniem?
- Bo rywal grał dobrze.
- Czy nie zawiodła kondycja?
- Z kondycją było dobrze.
Kiedy padło pytanie, czy poprzeczka nie była zawieszona polskim tenisistom za wysoko, Janowicz w końcu nie wytrzymał. Zaczął wrzeszczeć na dziennikarzy:
- Jesteśmy krajem, w którym nie ma żadnych perspektyw, czy to w sporcie, w biznesie czy w życiu prywatnym. Studenci studiują tylko po to, żeby z tego kraju wyjechać. Trenujemy w jakichś szopach i to nie tylko tenisiści. Przecież Zbigniew Bródka żeby trenować, musiał wyjechać z kraju - krzyczał coraz głośniej.
- Dlaczego macie takie oczekiwania wobec nas?! Może sami wyjdzcie na kort! Przepracujcie całe życie na korcie i dopiero potem miejcie oczekiwania! To już mnie śmieszy! - nakręcał się coraz bardziej. - Przeżyjcie to, co sportowcy przeżywają! Nie ma żadnej pomocy! W żadnym sporcie! Każdy musi orać, żeby coś osiągnąć! Czytam wasze artykuły i mi się śmiać chce. Kim jesteście, żeby mieć takie oczekiwania?!
Co takiego robicie, żeby je mieć?! Siedzicie tylko i krytykujecie! Oczekiwania to może mieć mój trener, który poświęca dla mnie całe życie i płacze, jak przegrywam, moja mama, tata. A nie wy! Bohatera w naszym kraju się tworzy przez całą karierę. A śmiecia i zero można stworzyć po jednym meczu - zakończył i rzucił wściekle na stół mikrofon.