To był teatr jednej aktorki - Świątek na rozbicie Anismovej potrzebowała niespełna godziny. Polka tym samym skompletowała tzw. "surface slam", czyli wygrała turnieje Wielkiego Szlema na każdej nawierzchni - ziemnej, twardej i trawiastej. Wcześniej ta sztuka udała się zaledwie siedmiu tenisistkom.
Świątek w drodze po triumf miała kłopoty tylko w 2. rundzie, gdy przegrała pierwszego seta z Amerykanką 5:7. W pozostałych partiach rywalki były wręcz tłamszone przez raszyniankę. Prawdziwy pokaz siły dała przede wszystkim w półfinale i finale - z Belindą Bencić wygrała 6:2, 6:0, a z Anismovą 6:0, 6:0. W wielkim finale Wimbledonu taki wynik miał ostatnio miejsce... 114 lat temu.
Nic więc zatem dziwnego, że cały świat zachwyca się tym, czego Świątek dokonała w sobotę. Gratulacje napływają z każdej strony, a z uznaniem o Polce wypowiedział się też Mateusz Borek. O wyczyn raszynianki zapytaliśmy znanego komentatora i dziennikarz podczas gali Fame 26: Gold.
Mateusz Borek o Idze Świątek: To jest przywilej żyć w twoich czasach, to jest przywilej oglądać te mecze
- Można tylko bić brawo i chylić czoła. Dziękujemy Iga, że jesteś, bo to jest przywilej żyć w twoich czasach, to jest przywilej oglądać te mecze. Nic więcej nie można dodać. Ona się obroniła na korcie, przez cały turniej prezentowała fenomenalną dyspozycję. Ja nie jestem aż tak wielkim fanem tenisa, nie śledzę go aż tak mocno statystycznie, ale przeczytałem, że chyba w 1911 roku mieliśmy taki wynik w finale Wimbledonu, że było 6:0, 6:0. Także to świadczy o tym poziomie kosmicznego tenisa Igi Świątek. Jest jeden Polak w kosmosie, Sławosz Uznański-Wiśniewski, a dzisiaj się okazało, że nie jest sam, bo kosmiczny tenis z innej planety zagrała podczas całego tego turnieju Świątek. Także duma, duma nas wszystkich - powiedział nam Borek.