- Jestem bardzo szczęśliwa, ale też strasznie zmęczona. Chinka grała wspaniały tenis, zmusiła mnie do wielkiego wysiłku i moje nogi to odczuwają. Za dużo było tego tenisa ostatnio - powiedziała po spotkaniu Isia, która pod koniec starcia z Li uskarżała się na kontuzję mięśnia uda.
Od pierwszego gema agresywnie grająca Li ganiała Polkę po korcie potężnymi i precyzyjnymi uderzeniami, ale Agnieszka była jak... chiński mur. Mistrzyni defensywy dobiegała niemal do wszystkiego. W końcówce partii Isia w cudowny sposób obroniła 4 setbole, a potem w tie-breaku wygrała 7-5, choć przegrywała już 3-5.
Podłamana Chinka źle zaczęła drugą partię, przegrywała 2:4, ale potem podniosła się. Pomagało jej też szczęście. Piłka chyba z osiem razy zawadzając o taśmę, spadała na stronę Radwańskiej, która wzorem Jurka Janowicza powinna zakrzyknąć: "How many times?!" (Ile jeszcze razy?!).
W trzecim secie lepsza była już Isia, choć końcówka (7 niewykorzystanych meczboli) była strasznie nerwowa.
Li pokonana, teraz czas na... Lisicki. Mająca polskie korzenie Niemka Sabine Lisicki (24 l.) będzie jutro półfinałową rywalką Agnieszki. W Londynie spisuje się znakomicie, ograła m.in. Serenę Williams. - Znamy się dobrze i bardzo lubimy. Gramy ze sobą od czasów juniorskich. Fajnie będzie się z nią zmierzyć - mówi Isia.