Rafael Nadal w poniedziałek mierzył się z Joao Sousą i po raz kolejny jego pojedynek odbył się na głównym korcie Wimbledonu. Hiszpan, podobnie jak Novak Djoković i Roger Federer, w tym roku ani razu nie wystąpił poza dwoma największymi obiektami kompleksu. To wzbudziło spore kontrowersje, ponieważ tego dnia swój bój w IV rundzie toczyła również faworytka kobiecego singla Ashleigh Barty. Dziennikarze po spotkaniach chcieli znać opinię obojga o całym zamieszaniu. Rafael Nadal nie zamierzał się gryźć w język, natomiast Australijka była nieco bardziej powściągliwa.
- Jestem wiceliderem rankingu, mam w dorobku 18 tytułów wielkoszlemowych. Trudno odpowiedzieć tak lub nie. Dla mnie każda decyzja byłaby prawidłowa - zaczął jeszcze dość dyplomatycznie tenisista. - Mam poczucie, że w świecie tenisa obecnie jestem kimś ważniejszym niż Barty, nawet jeśli ona jest pierwszą rakietą świata, wygrała ostatnio French Open i gra niewiarygodnie dobrze - dodał po chwili, a jego wypowiedź przez wielu została uznana za seksistowską.
- Układanie planu rozgrywek i doboru kortów jest poza moją kontrolą. Zagram tam, gdzie zostanę wysłana. Rozmieszczanie spotkań jest z pewnością bardzo trudnym zadaniem. Jest tyle wspaniałych meczów, które wszyscy chcą obejrzeć, a zawodnicy są być ich częścią. Dla nas pole do gry zawsze ma takie same wymiary. Kort numer 2 jest piękny. Cieszyłam się czasem spędzonym na nim - skomentowała z kolei Australijka.
Być może różnica w wypowiedziach wynika z poniedziałkowych rezultatów. Rafael Nadal zgodnie z planem pokonał Sousę 6:2, 6:2, 6:2. Z kolei Barty niespodziewanie poległa w starciu z Alison Riske 6:3, 2:6, 3:6.
Polecany artykuł: