To była nie tylko słodka zemsta za siostrę Ulę (przegrała z Kerber kilka dni temu w takim samym stosunku), ale też pokaz tenisa na kapitalnym poziomie. W dzisiejszym finale o godz. 6 rano czasu polskiego na broniącą w Tokio tytułu Radwańską czeka Rosjanka Nadia Pietrowa.
Kerber uwijała się w tym meczu jak w ukropie, posyłała atomowe piłki z głębi kortu, chciała zdominować fizycznie drobniej zbudowaną Polkę. Wszystko na nic, bo maestria techniczna, spryt i doskonałe wyczucie były tego dnia po stronie krakowianki. Precyzyjne loby i dropszoty wytrącały przeciwniczkę z rytmu.
Isi wychodziło dosłownie wszystko, praktycznie nie popełniała błędów, podczas gdy Kerber psuła na potęgę. A gdy w jednej z ostatnich akcji Radwańska wykonała skrót z returnu, Niemce opadły ręce i miała już serdecznie dość tego lania.
- Wynik 6:1, 6:1 jest mylący, bo musiałam się mocno napracować na zwycięstwo - kurtuazyjnie przyznała jednak Radwańska po meczu. - Przeciwko niej zawsze gra się ciężko, trzeba być skoncentrowanym od początku do końca. Czasami posyłałam skróty, bo po prostu uznałam, że trzeba coś zmienić w rytmie mojej gry. Zadziałało, byłam w stanie zagrać w tym pojedynku znakomicie i jestem z tego powodu niezwykle szczęśliwa - nie ukrywała Agnieszka.
W finale Radwańska zmierzy się z Pietrową, która 6:4, 6:2 pokonała w piątek Australijkę Samanthę Stosur. Polka i Rosjanka grały ze sobą czterokrotnie, ale Nadii tylko raz udało się pokonać Isię.