"Super Express": - Kiedy dowiedziałaś się, że jesteś chora?
Anna Szafraniec-Rutkiewicz: - Podczas wyścigu w Czechach, w kwietniu 2015 roku. Mimo, że nie była to moja ulubiona trasa, z Mają Włoszczowską odjechałyśmy rywalkom. Nagle, przed ostatnią rundą, poczułam jakbym się zderzyła ze ścianą. Zaczęło mi strasznie szybko bić serce. Czułam ściskanie w klatce piersiowej, a w tętnicach rozpieranie. Nie mogłam oddychać. Jakoś dojechałam do bufetu, gdzie straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam, klęczał nade mną ratownik medyczny i próbował wbić mi igłę w żyłę. Potem karetka, szpital. Przeszłam kardiowersję elektryczną, która właściwy rytm serca i częstoskurcz zniknął. Po dwóch dniach zostałam wypisana i mogłam wrócić do Polski. A po powrocie rozpoczął się koszmar.
- To znaczy?
- Pięć ablacji w różnych szpitalach. Doszły do tego jeszcze kłopoty z przetoką w lewej nodze. Miałam zszywaną tętnicę i żyłę głęboką. W czasie ablacji lekarze przez tętnicę wprowadzają do serca elektrody. Wtedy właśnie doszło do uszkodzenia tego naczynia.
- Z czego wzięła się ta choroba?
- Profesor Łukasz Szumowski z Instytutu Kardiologii w Aninie wyjaśnił, że może to być efekt na przykład niedoleczonej grypy.
- Jest szansa, że jeszcze wrócisz do sportu?
- Nie łudzę się. Ablacji było bardzo dużo. Co naturalne, serce jest osłabione tymi ingerencjami. Nawet jeśli mogłabym wrócić do startów, to walka o zwycięstwa wydaje mi się mało realna, a rywalizacja o 30. miejsce nie ma dla mnie sensu.
- Polski Związek Kolarski pomaga ci w walce o zdrowie?
- Kiedyś w luźnej rozmowie pojawił się temat, że mogłabym zostać trenerką kadry. Ale żeby od kogoś wymagać sto procent, muszę tyle samo dawać od siebie. A na to zdrowie nie pozwala. Dlatego temat ucichł i ze strony związku jest cisza. Na szczęście cały czas pozostaje w kontakcie z dziewczynami i kolegami z reprezentacji.
- Jak dziś wygląda twój dzień?
- Raczej nie wychodzę z domu. Nie mogę prowadzić żadnej aktywności fizycznej, bo arytmie pojawiają się nawet gdy leżę w łóżku. Wtedy od razu wsiadam w samochód i jadę do szpitala. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam celu. Przez te ponad dwadzieścia lat uprawiania sportu funkcjonowałam w reżimie treningowym, startowym. Teraz tego najbardziej mi brakuje. Bo żyję w strachu, jak staruszka, muszę na wszystko bardzo uważać. Ale nie poddaję się! Dzięki profesorowi Szumowskiemu i doktorowi Jackowi Bednarkowi czuję się lepiej, teraz czekam, aż znajdą sposób żeby mnie całkowicie wyleczyć. Przecież nie z takich chorób ludzie wychodzili!
Anna Szafraniec-Rutkiewicz
kolarka górska, jej mężem jest kolarz Marek Rutkiewicz
Kluby: Iskra Głogoczów, RMF Coca-Cola Kraków, Lotto Team, Halls Team, JBG2 Pro MTB Team, CCC Polkowice, Kross Racing Team
Sukcesy:
- mistrzostwo świata Lugano 2003 (sztafeta)
- wicemistrzostwo świata Kaprun 2002 (cross-country)
- wicemistrzostwo Europy Graz 2003 (sztafeta)
- mistrzostwo Polski w cross-country