– Jestem przytłoczona emocjami, wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Od dawna marzyłam o wygraniu tego wyścigu – mówiła na mecie lekko zszokowana Kasia. Niewiadoma zwyciężyła w dramatycznych okolicznościach, po przypuszczeniu ataku na wzgórzu Cauberg. Jednak nie mogła być pewna sukcesu do samego końca, bo za jej plecami czaiła się Holenderka Annemiek van Vleuten. Rywalka wytrwale goniła Polkę i dopiero kilkadziesiąt metrów przed metą nasza kolarka mogła poczuć się pewnie i wznieść ręce do góry w geście triumfu. Van Vleuten była druga, a na trzecim miejscu zameldowała się jej rodaczka Marianne Vos.
– To był ekstremalnie ciężki wyścig – przyznała Niewiadoma. – Powtarzałam sobie wciąż, żeby zachować siły, bo byłam pewna, że ta energia przyda mi się pod koniec zmagań. Od tego jak mądrze będę jechać, zależał ewentualny sukces. Czułam się dobrze, ale wokół było tyle świetnych przeciwniczek, każda mogła odeprzeć atak. Nawet bałam się, że moja akcja w końcówce nic może nie dać. Miałam sporo wątpliwości, walczyłam bardziej ze swoją głową niż z nogami. Musiałam sobie powtarzać, że jestem mocna. I to wszystko złożyło się na zwycięstwo!
Po wyścigu Polkę spytano czy wyżej ceni obecną wygraną, czy tę z 2018 roku z Trofeo Binda. – To jak z własnymi dziećmi, nie da się powiedzieć, które kocha się mocniej. Moje zwycięstwa są dla mnie jak dzieci, wszystkie kocham tak samo.