"Super Express": – Miał pan bardzo podobny wypadek jak Bjorg Lambrecht. Belg zmarł po kraksie w Tour de Pologne...
Karol Domagalski: – Chyba Bóg czuwał nade mną. Sam nie wiem, jak się z tego wygrzebałem. Nasze wypadki były bardzo podobne. Nic nie zapowiadało takiego nieszczęścia. Na około 5 km przed metą w Nowym Targu jechałem w grupie 15 kolarzy. Była szeroka, prosta droga, o niewielkim nachyleniu, może około 2 procent. Przy prędkości około 50 km/godz inny kolarz wyprzedził mnie i wtedy zahaczyłem przednim kołem o jego tylną przerzutkę. Straciłem kontrolę nad rowerem i wpadłem do rowu, uderzając prawym bokiem w betonowy przepust. Obrażenia po tym wypadku były bardzo rozległe.
– Co się później działo?
- Trafiłem do szpitala w Nowym Targu. Byłem w śpiączce, przeszedłem dwie operacje. Później dzięki wsparciu mojego pierwszego trenera Zbigniewa Klęka zostałem przewieziony na dalsze leczenie do Krakowa. Trwała walka o powrót do życia. Pan trener doskonale tym wszystkim kierował. Wiele mi też pomógł Mirosław Kostro, prezes grupy Hurom Polska.
– Cały czas przy panu była żona.
– Martyna to bardzo kochana, silna i odważna kobieta. Poruszyła niebo i ziemię, żebym tylko stanął na nogi i wrócił do życia. Wiem, że inicjowała akcje na Facebooku, prosiła o modlitwę i wsparcie. Martyna pokazała charakter i siłę miłości. Nie ma nic piękniejszego w życiu jak tak wspaniała żona.
– Kiedy wyszedł pan ze szpitala?
– Wypadek miałem 15 czerwca, po 34 dniach zostałem przeniesiony z oddziału intensywnej terapii do oddziału ortopedii i obrażeń wielonarządowych. 28 lipca opuściłem szpital w Krakowie. Zaczęła się długa i żmudna rehabilitacja.
– Jak się pan czuje teraz?
– Z wypadku pozostała mi jeszcze tylko blacha w łokciu, która zresztą w styczniu będzie usuwana. Czuję się dobrze i mogę trenować. Oczywiście nie tak intensywnie jak moi koledzy, ale obciążenia cały czas będą zwiększane.
– Informacja o kontrakcie z grupą pana Dariusza Banaszka wszystkich zaskoczyła.
– Mnie też. Tydzień temu dostałem propozycję, która była dla mnie szokiem. Jest mi bardzo miło, że dzięki Darkowi zaczynam drugie kolarskie życie. Po czymś takim w człowieka wstępują nowe siły.
– Kiedy zobaczymy pana na trasach kolarskich?
– Jeszcze nie znam dokładnie planów startowych grupy Mazowsze Serce Polski, ale raczej będzie to w drugiej połowie roku. Organizm jest jeszcze zbyt słaby, ale intensywnie pracuję pod okiem fizjoterapeuty. Najważniejsze, że wszystko zmierza do pomyślnego finału.
– Jak pan spędzał święta?
– W rodzinnym domu. Nie ukrywam, że były to moje najpiękniejsze święta w życiu. Z tego powodu dziękuję tym wszystkim, którzy pomagali mi w ciągu tych ostatnich sześciu szalonych miesięcy.