"Super Express": - Przejechałeś trasę dzisiejszej czasówki. Może cię na niej wyprzedzić Holender Doumulin, ma do ciebie tylko 16 sekund straty?
Rafał Majka: - Doumulin sam jest zdumiony tym, że tak dobrze jedzie. Kiedy rozmawialiśmy przed wyścigiem, to zapewniał, że nie myśli o sukcesie w generalce. Wszystko jednak ułożyło się dla niego bardzo dobrze. Jest silny. Jeśli dotąd na górskich etapach nie udało się go zgubić, a w poniedziałek próbowaliśmy i my, i Astana, to znaczy, że będzie się liczył do końca. Przed jazdą na czas nie myślę o tym, by powiększyć nad nim przewagę, ale żeby zmniejszyć dystans do lidera "Purito" Rodrigueza i drugiego Fabio Aru.
Rafał Majka zapowiada walkę na całego
- Z trasą czasówki zapoznawałeś się w towarzystwie kolegi z zespołu Macieja Bodnara. Coś ci radził?
- Tak, radził, abym od początku nie jechał tyle, ile fabryka dała, ale żebym oszczędzał siły na ostatnie 20 kilometrów. Nie ma przebacz, trzeba będzie ostro się sprężyć.
- To prawda, że przed Vueltą obiecałeś Olegowi Tinkowowi, że wygrasz Vueltę?
- Nie. Pewnie nasz właściciel sobie zażartował. Przed wyścigiem każdy kolarz dostaje od dyrektora sportowego e-maila z rozpisanymi zadaniami i oczekiwaniami. Przede mną postawiono za cel zajęcie miejsca w pierwszej piątce. Na pięć etapów przed końcem jest znacznie lepiej niż oczekiwano. Teraz trzeba zrobić wszystko, by utrzymać podium. Tegoroczna Vuelta jest najtrudniejsza od lat i naprawdę momentami na trasie trzeba sobie wypruwać żyły, żeby dojechać do mety na fajnym miejscu. Ale jestem gotów to zrobić. Nie tylko nie odpuszczę pierwszej trójki, ale może nawet powalczę o coś więcej. Ale o tym cisza! Nie chcę zapeszyć.
- Jaki prezent kupisz Pawłowi Poljańskiemu za to, że tak mocno dla ciebie pracuje na trasie?
- Chłopaki z drużyny wiedzą, że umiem im podziękować za pomoc. Teraz trzymajcie kciuki, żeby było za co dziękować (śmiech).