Finał NBA: Horror w Los Angeles

2009-06-08 11:10

Marcin Gortat i jego Orlando Magic są coraz dalej od zwycięstwa w wielkim finale NBA. Po dramatycznym meczu i dogrywce przegrali z Los Angeles Lakers 96:101. W rywalizacji do czterech zwycięstw jest 2:0 dla "Jeziorowców".

Od pierwszego gwizdka rywalizacja była zacięta. Gdy po pięciu minutach gry tablica wyników wskazywała 6:6, na boisku pojawił się Marcin Gortat. Początek meczu nie był szczęśliwy dla gwiazd obu drużyn: najlepszy strzelec "Magików" Dwight Howard w pierwszej kwarcie zdobył zaledwie cztery punkty, a Kobe Bryant trafił tylko jeden z czterech rzutów. Pierwsza karta skończyła się remisem 15:15, a po dwóch kwartach "Jeziorowcy" prowadzilli" zaledwie pięcioma punktami 45:30.

W drugiej połowie obudzili się Howard i Bryant, jednak po trzeciej kwarcie zakończonej wynikiem 65:63 dla Magic nadal trudno było przewidzieć zwycięzcę.

Na początku czwartej kwarty Lakers objęli trzypunktowe prowadzenie, jednak "Magicy" zdołali nie tylko odrobić straty, ale i odskoczyć rywalom na dwa punkty 77:75. Gdy zespół Gortata utrzymywał minimalne prowadzenie, sędzia odgwizdał kontrowersyjne przewinienie Hedo Turkoglu. Rzuty wolne wykorzystał Kobe Bryant, lecz na minutę przed końcem meczu nadal był remis 86:86. Do gwizdka obie drużyny zdołały wrzucić jeszcze po dwa punkty i stało się jasne, że o zwycięstwie zdecyduje dogrywka.

Ta niestety nie była szczęśliwa dla Gortata i jego kolegów. Trzy nieskuteczne akcje z rzędu i kontry Lakers sprawiły, że Jeziorowcy odskoczyli na kilka punktów i nie oddali już prowadzenia, wygrywając 101:96.

Marcin Gortat na parkiecie spędził ponad 15 minut. W tym czasie zdobył cztery punkty, zaliczył też trzy zbiórki.

Teraz Magicy będą mieli okazję odrobić straty przed własną publicznością, bo rywalizacja przenosi się do Orlando. Kolejny, trzeci mecz już w nocy z wtorku na środę czasu polskiego.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze