„Wojownicy” zbliżają się wielkimi krokami do obrony tytułu. Powód jest prosty: jeszcze nigdy w historii NBA nikomu nie udało się odrobić takich strat. W trzecim meczu finałowym rozegranym w Cleveland Durant był nie do zatrzymania: rzucił 43 punkty, dał obrońcom tytułu wygraną 110:102 i prowadzenie 3–0 w finałowej serii.
Moc Warriors jest tak wielka, że żaden z pozostałych gwiazdorów pierwszej szóstki, w tym strzelający zwykle jak karabin maszynowy Stephen Curry i Klay Thompson, nie przekroczył 11-punktowej zdobyczy, a i tak goście odnieśli ważne zwycięstwo.
Po kluczowych rzutach meczu Durant zachowywał się jakby nic się nie stało. Gdy trafił przesądzającą „trójkę”, nawet się nie uśmiechnął ani nie krzyknął. Odwrócił się i z kamienną twarzą podążył do ławki.
– Nie chcę pomniejszać naszej wygranej, ale nie jesteśmy jeszcze na końcu drogi – tonował potem nastroje. – Wróćmy do roboty i w kolejnym meczu zagrajmy jeszcze lepiej.
Wszystko wskazuje, że choć gwiazdor Cavaliers LeBron James jest nadal piekielnie groźny, pewnie obejdzie się smakiem. Po zdobyciu w środę 33 pkt pozostanie mu przynajmniej miła świadomość, że przeskoczył Michaela Jordana w klasyfikacji graczy mających na koncie największą liczbę meczów play-off z minimum 30-punktowym dorobkiem. Starcie numer cztery w piątek w Cleveland.