Polski środkowy Orlando dał świetną zmianę liderowi drużyny Dwightowi Howardowi, gdy ten już w połowie I kwarty miał na koncie dwa faule. Gortat w kilka minut rzucił 6 punktów, a na początku IV części dołożył kolejnego kosza i kończył spotkanie z 8 punktami i 4 zbiórkami. Miał 100-procentową skuteczność: 4 celne rzuty na 4 próby.
- Miałem nadzieję, że zostanę dłużej na parkiecie - przyznał po meczu.
Ale najważniejszego kosza zdobył zawodnik, po którym nikt się tego nie spodziewał - ważący 130 kg koszykarz o wyglądzie zapaśnika, Glen Davis. Gracz zwany "Big Baby" trafiał niemal z taką samą lekkością jak jego partner z Bostonu, wirtuoz rzutu z wyskoku Ray Allen. Przy stanie 94:93 dla Orlando w ostatniej sekundzie rzucił celnie z 6 metrów i uciszył halę "Magików".
- Jeśli ktoś popełnił w tej akcji błąd, to tylko ja - samokrytycznie przyznał trener Orlando Stan Van Gundy, który wcześniej nie dopilnował też, by podopieczni nie ostrzeliwali kosza Bostonu z dystansu jak opętani (ledwo 5 celnych na 27 rzutów za 3 pkt!).
Przy remisie 2-2 Gortat i spółka muszą wygrać co najmniej jeden mecz w Bostonie, żeby marzyć o awansie do finału Konferencji Wschodniej. Najbliższe spotkanie dziś w nocy polskiego czasu w hali "Celtów".