Po przegranej na własnym parkiecie w ostatniej sekundzie meczu numer pięć, Orlando prowadziło w Bostonie różnicą 10 punktów (85:75), kiedy na boiskowym zegarze pozostało już tylko pięć minut do końca meczu.
To też okazało się za mało, bo Boston Celtics ostatecznie wygrali to spotkanie 92:88 (16:22, 21:23, 22:22, 31:21) i objęli prowadzenie 3-2.
Coraz bardziej serio zadawane musi być pytanie, czy porażki Magic w ostatnich minutach lub seryjne roztrwanianie nawet 20-punktowego prowadzenia nie są winą sposobu prowadzenia gry przez trenera Stana Van Gundy'ego.
Po raz pierwszy w tych playoffs, takie pytania zadał nie byle kto, bo najlepszy gracz Orlando - Dwight Howard.
- Jeśli ma się w zespole gracza dominującego w ofensywie, to trzeba pozwolić mu dominować. Trenerzy powinni widzieć, co sprawdza się na parkiecie i się tego trzymać - powiedział wyraźnie rozgoryczony Howard, który w całym meczu oddał tylko 10 rzutów.
Marcin Gortat spędził na parkiecie pożyteczne 11 minut: zaliczył 4 punkty (2 na 3 rzuty z gry), 1 zbiórkę, 1 przechwyconą piłkę i 1 zablokowany rzut.
- Przez cały wieczór byliśmy górą, by przez ostatnie dwie minuty przestać grać - mówił po spotkaniu Hedo Turkoglu. - Nie powinno w ogóle dojść do takich dramatycznych sytuacji, powinniśmy wygrać ten mecz z łatwością - zakończył Turek.
Kolejny dramat i przegrana Orlando
2009-05-13
11:10
Zamiast cieszyć się z awansu do finału Konferencji Wschodniej i wyeliminowania mistrzów NBA, Orlando Magic wracają do swojej hali, by w meczu numer sześć walczyć o pozostanie w serii z Celtics.