Przeprowadzanie wywiadów z nią było zawsze ogromną przyjemnością. Dla ludzi, którzy jej nie poznali, Margo była po prostu ogromną, nienaturalnie wysoką, tyczkowatą koszykarką, najwyższą na świecie. Tych, którym choćby trochę udało się ją poznać, szybko zaskakiwała niezwykłą inteligencją i wielkim poczuciem humoru.
Przeczytaj koniecznie: Małgorzata Dydek odeszła w spokoju, otoczona rodziną
Pamiętam jak ciekawie i dowcipnie potrafiła opowiadać o treningach w lidze WNBA, srogiej zimię w rosyjskim Jekaterynburgu, czy niezwykłych spotkaniach ze zwierzętami w czasie podróży po Australii.
Kiedyś zapytałem ją dlaczego, mimo imponującego wzrostu, nie lubi "pakować" piłki z góry do kosza (robiła to tylko - i to też rzadko - w czasie treningów).
Patrz też: Rodzina Małgorzaty Dydek - koszykarka OSIEROCIŁA dwóch synów, była w ciąży
"Bo to trochę tak, jakbym upokarzała rywalki" - odparła. Taka właśnie była Margo. Łagodna, ciepła, niezwykle przyjazna. "Gigant z miękkim sercem" - mówiły o niej koleżanki z koszykarskiego parkietu.
"Do tego niesamowicie wesoła, nikt nie opowiadał takich dowcipów jak Margo, nie da się jej nie lubić" - opisywali ją inni. Pamiętam, że po każdym meczu Lotosu siadała na ławce i brała na kolana lgnące do niej małe dzieci, najmłodszych kibiców zespołu z Gdyni. Zawsze bardzo lubiła dzieci, miała z nimi znakomity kontakt i nie ukrywała, że marzy o tym, żeby zostać matką. Udało jej się to, urodziła dwóch cudownych chłopców. Szkoda, że tak potwornie krótko mogła się cieszyć darem macierzyństwa...
Margo - wesoły gigant z wielkim sercem. Wspomnienie
Małgorzatę Dydek poznałem ponad 7 lat temu. To była pierwsza wielka gwiazda, z którą zrobiłem wywiad. Stawiałem pierwsze kroki w dziennikarstwie i jadąc do Gdyni (grała wtedy w Lotosie), nie wiedziałem, czego się spodziewać. Nie tylko z powodu debiutanckiej tremy.