Możemy ograć wszystkich

2009-09-04 7:00

Jeszcze niedawno mówił, że nie ma znaczenia, czy gra dla Polski, czy dla Afganistanu. Teraz zmienił zdanie. David Logan (27 l.), naturalizowany Amerykanin, który ma być podporą reprezentacji koszykarzy na rozpoczynający się w poniedziałek EuroBasket 2009, polubił swoją nową rolę i drużynę biało-czerwonych.

- To nie tak, że to, że gram dla Polski, nie robi na mnie wrażenia. Jestem naprawdę szczęśliwy, że mogę być częścią tak dobrej drużyny. Zamiast ciężko trenować przed mistrzostwami Europy, mogłem teraz wypoczywać na wakacjach. Ale ani trochę nie żałuję swojej decyzji - zapewnia dziś urodzony w Chicago, ale zadomowiony w Polsce (gra tu od 2006 r.) obrońca.

Ciemnoskóry snajper to megagwiazda polskiej ligi. Nie inaczej ma być w reprezentacji. Razem z naszymi "dwoma wieżami" - Marcinem Gortatem (25 l.) i Maciejem Lampe (24 l.) - ma decydować o obliczu dużyny. - Nie jestem żadną gwiazdą. Prawdziwą gwiazdą naszej ekipy jest trener Muli Katzurin, który potrafi stworzyć świetną atmosferę, ma też bardzo ciekawe koncepcje taktyczne - komentuje Amerykanin. - A co do Marcina i Macieja, to świetni z nich gracze. Są bardzo dobrzy pod tablicami i widzę, że coraz lepiej potrafimy współpracować - ocenia Logan. - Gortat i Lampe to przecież gracze z doświadczeniem z NBA, więc muszą sobie radzić w każdej sytuacji na parkiecie. To po prostu zawodowcy. Jednak o dobrym wyniku przesądza gra całej drużyny, a my już mamy naprawdę mocną ekipę.

W poniedziałek wyjdzie w pierwszej piątce, gdy zmierzymy się z Bułgarią. Od tego spotkania w praktyce zależy awans Polaków do II rundy ME. Logan jest pewien, że go uzyskamy. - Nie widzę innej możliwości - mówi krótko. - Pierwszy mecz z Bułgarią na pewno będzie najtrudniejszy, bo to debiut przed własną widownią. Dokładnie nie znam wszystkich grupowych rywali, lecz uważam, że naprawdę stać nas na pokonanie również Litwy i Turcji.

Polacy rozgrywają mecze pierwszej fazy turnieju we wrocławskiej Hali Stulecia.

- Wspomnienia z niej mam raczej niemiłe, chodzi oczywiście o mecze ligowe - wyjaśnia. - Kiedy grałem w Turowie Zgorzelec, nasz klub zawsze mocno tu wygwizdywano, bo był lokalnym rywalem wrocławskiego Śląska. W sumie jednak dla mnie hala nie ma dużego znaczenia, koncentruję się na samej grze i zapominam wówczas, gdzie gram. A do miasta i tak nie chodzę, bo nie interesuje mnie poznawanie historii czy oglądanie architektury.

Najnowsze