"Super Exppress": - Co czułeś po przegranych meczach z Bostonem?
Marcin Gortat (26 l.): - Złość, rozczarowanie, jestem wściekły, że przegraliśmy. Nie do końca byłem też zadowolony z tego, jaką rolę pełniłem w zespole podczas play -offów. Cała drużyna rozczarowała, można powiedzieć, że zasłużyliśmy sobie na taki los. Dwa przegrane mecze z Celtics w Orlando zadecydowały, że zaczęła się dla nas bardzo ciężka seria.
- A twierdziłeś wcześniej, że wolałbyś zagrać w finale konferencji z Boston Celtics niż z Cleveland Cavaliers. Nie żałujesz teraz tych życzeń?
- Nie, bo nadal uważam, że w Bostonie wszyscy zawodnicy są do pokrycia i można ich pokonać. Natomiast zawsze mieliśmy problem z upilnowaniem LeBrona Jamesa. Cavaliers mają też Shaquille'a O'Neala. W naszej drużynie zabrakło lepszego wsparcia dla Dwighta Howarda. A błędy w grze raczej wynikały z naszych charakterów, a nie z braku umiejętności. Przegraliśmy jako zespół. Zabrakło nam serca do gry i skromności.
- Grałeś na parkiecie równocześnie z Dwightem Howardem. Czy to znaczy, że w przyszłym sezonie będziesz występował w pierwszej piątce?
- To pytanie do trenera, a nie do mnie. Bardzo chciałbym grać z Howardem, uzupełnialibyśmy się i wiele bym się od niego mógł nauczyć. Ale decyzja należy do trenera.
- Może zmienisz drużynę?
- Dobrze się czuję w Orlando. Znają mnie tu, szanują i wiedzą, jak wykorzystać moje możliwości. Jeśli dostanę więcej minut na parkiecie, będzie wspaniale. Jeśli jednak moja rola w zespole się nie zmieni, na pewno będę myślał o zmianie klubu.
- A co z polską reprezentacją?
- Niestety, jeszcze nie znam odpowiedzi na to pytanie. Na razie czekam na spotkania z menedżerem Orlando i trenerem. Zawsze powtarzam, że gra w polskiej reprezentacji jest dla mnie zaszczytem i wyróżnieniem. Czy zagram w kadrze i od kiedy, o tym zadecyduje mój pracodawca, niestety ma taką możliwość. Wracam niedługo do Polski, moim pierwszym przystankiem będzie Warszawa, gdzie pojawię się na konferencji prasowej Tissota.
- Nie jedziesz na wakacje?
- Najbliższe trzy tygodnie będą moimi miniwakacjami. Nie wiem jeszcze, gdzie mnie poniesie. Decyzje podejmę spontanicznie.
- W wywiadach mówisz o swej dziewczynie Ani, że to twoja narzeczona. Może już były zaręczyny?
- Nie. Jestem trochę staroświecki, dlatego tak o niej mówię. Nazywając Anię narzeczoną, chcę podkreślić, jak wiele dla mnie znaczy. Na razie ciągle się poznajemy. A jeśli przyjdzie czas na zaręczyny, będziesz pierwszą, która się o tym dowie (śmiech).