Po dwóch meczach z Lakersami Magic Gortata (25 l.) przegrywają w finale NBA 0:2. Polak niezwykle krytycznie ocenia swój występ w drugim spotkaniu, zakończonym porażką po dogrywce (96:101).
- W skali od 1 do 5 oceniłbym się na... zero!!! Byłem słabym ogniwem w tym spotkaniu. Oprócz energii i obrony niewiele wniosłem do gry - szokuje Marcin.
"Super Express": - Grałeś na pozycji silnego skrzydłowego wspólnie z Howardem. Chyba udał się ten eksperyment...
Marcin Gortat: - Raczej tak. Wprowadzenie mnie na pozycję silnego skrzydłowego miało pomóc w obronie i walce o zbiórki i... pomogło, gdyż zatrzymaliśmy większość ataków Lakersów. Liczę, że w tej sytuacji trener znów da mi szansę gry w pierwszej piątce.
- Podobno sędziowie w Los Angeles faworyzowali Lakers.
- Nie, dobrze wykonywali swoją robotę. Zresztą ostatecznie to my rzucamy do kosza, a nie oni.
- Jak chcecie w końcu pokonać Lakersów?
- Walcząc z determinacją i poświęceniem, tak samo jak podczas ostatniego meczu w Los Angeles, kiedy mieliśmy ich na widelcu. Jestem przekonany, że możemy ich pokonać i jeszcze zdobyć mistrzostwo NBA. Ale musimy wygrać walkę o zbiórki, skoncentrować się i poprawić parę drobnych elementów w końcówce spotkania.
- Gracie u siebie. To duży atut?
- Olbrzymi. Kibice dają nam niesamowitą energię. Tego nie da się nawet opowiedzieć. Trzeba być w hali w czasie meczu.
- Jak odpoczywałeś po ostatnich spotkaniach w LA?
- Prawie cały dzień przespałem i przeleniuchowałem. A teraz przestawiam się na czas wschodni, poddaję się odnowie biologicznej, biorę zimne kąpiele, masaże. Staram się też dużo jeść, bo w meczach w Los Angeles straciłem dużo energii i trochę kilogramów.
- Psychicznie też jesteś zmęczony?
- Tak. Szczególnie tym całym zamieszaniem wokół finałów, naszej drużyny i mnie samego. Wiele osób mnie pyta, z kim podpiszę kontrakt, czy trafię do Knicks. A ja naprawdę nie wiem, gdzie będę grał w następnym sezonie. Dla mnie liczy się w tej chwili tylko to, by wygrać mistrzostwo NBA, zdobyć ten pierścień czempiona.