Po treningu pierwszoligowej Rosy (zaplecza zespołu grającego w Tauron Basket Lidze), w którym wsparty na kulach Karol Gutkowski aktywnie uczestniczy, siedzimy w jego pokoju. - Kiedy ostatni raz się śmiałem? Chyba w Święta Bożego Narodzenia, widząc radość synków - Adasia (4,5 l. - red.) i Leona (2,5 l.) - z jaką zabrali się do otwierania prezentów - opowiada trener. - Co 12 godzin biorę leczniczą morfinę. To jedyny środek znieczulający, po którym mogę jako tako funkcjonować . Poza tym codziennie chemia w tabletkach - dodaje.
Gutkowski grał w Rosie na pozycji silnego skrzydłowego. - Walka i zaangażowanie zawsze były moim znakiem firmowym. W wieku 28 lat zrozumiałem, że nie zrobię kariery na parkiecie i postawiłem na trenerkę - opowiada. - Praca z drużyną, odpowiedzialność za rozwój tych chłopaków, którzy tak jak rodzina pomagają mi żyć, to moje główne cele zawodowe - twierdzi szkoleniowiec.
- Zaczęło się od zwykłego bólu w udzie. Nie chciał minąć. Wizyta u lekarza i wyrok. Odczucia po feralnej diagnozie? Najpierw nie wierzyłem, następnie zacząłem się drzeć i płakać - mówi Karol.
Potem rozpoczęła się walka o życie. Szpitale w Łodzi, Bydgoszczy, Centrum Onkologii w Warszawie, eksperymentalna terapia w Darmstadt w Niemczech, bo nowotwór, który zaatakował sportowca, jest niezwykle rzadki i bardzo odporny na radioterapię i chemię. -Dziś nie wiem, czy poddałbym się amputacji. Ból w nodze, której nie ma, jest nie do zniesienia. Nie mam słów, by podziękować żonie Mai. Bywają dni, że przez ból nie mogę funkcjonować, jestem okropny, a ona wychowuje dzieci, opiekuje się mną i pracuje. Wspiera mnie z całych sił. Podobnie jak rodzice i bracia oraz wszyscy w klubie, na czele z właścicielem Rosy panem Romanem Saczywką - opowiada ze wzruszeniem w głosie sportowiec.
W listopadzie 2014 r. Karol miał skomplikowaną operację mózgu. - Kiedyś marzyłem o karierze, o tym, że sam będę trenował synów. Dziś cieszę się każdym dniem spędzonym z najbliższymi i rodzicami. I się modlę. Wiem, że gdyby nie Pan Bóg, to po tym, co przeszedłem, pewnie już bym nie żył. Wierzę, że Stwórca dał mi kredyt na życie, żebym wychował dzieci - kończy Karol Gutkowski.