Obrońcy tytułu nie mogli sobie pozwolić na porażkę przed własną publicznością, bo po czterech starciach ledwie remisowali z "Szerszeniami" 2-2. Bryant dopilnował, by "Jeziorowcy" pokazali klasę.
Trzy i pół minuty przed końcem II kwarty agresywnie wszedł pod kosz, błyskawicznie wystrzelił w górę i z całą siłą wpakował piłkę z góry obok interweniującego środkowego Hornets, Emeki Okafora.
Przeczytaj koniecznie: Jacek T. syn członka rady nadzorczej Legii SPALIŁ 9 aut ZDJĘCIA + WIDEO
- Wyglądało na to, że mnie zaatakuje pod koszem, więc podjąłem wyzwanie. To był sygnał dla nas, że mecz jest bardzo ważny - opowiadał Bryant o zagraniu, które wielokrotnie powtarzały potem amerykańskie telewizje.
Kobe, który przed meczem nie zrobił nawet badania rezonansowego kostki, zupełnie nie wyglądał na kogoś, kto ma skręcony staw skokowy. W dalszej części gry jeszcze raz zaliczył efektowny wsad. - Grałbym nawet ze złamaniem - stwierdził po meczu.