26 stycznia jest jednym z najczarniejszych dni w historii koszykówki. W tragicznym wypadku helikoptera zginął legendarny zawodnik Los Angeles Lakers, Kobe Bryant. Razem z nim na pokładzie byli inni trenerzy, a także nastoletnia córka Gianna i jej koleżanki. Niestety, nikogo nie udało się uratować.
Dziennikarze "New York Timesa" bardzo dokładnie odtworzyli ostatnie godziny z życia "Black Mamby", który w sobotę wspierał swoją drużynę podczas koszykarskiego turnieju. Szkoleniowiec Mamba Sports Academy przyjechał już po rozpoczęciu zmagań i zamówił w kawiarni posiłek dla zespołu. Sam miał wziąć shake’a z masłem orzechowym, bananem, mlekiem migdałowym i białkiem o smaku waniliowym.
Między kolejnymi spotkaniami, Bryant znalazł chwilę dla fanów, z którymi robił sobie zdjęcia. Tuż przed odjazdem z hali, Kobe został poproszony o wspólne zdjęcie przez 13-letniego chłopca. "Black Mamba" obiecał, że da mu fotografię następnego dnia. Niestety, już nigdy nie uda mu się spełnić tej prośby...
Bryant jeszcze w sobotę udał się na spacer po galerii handlowej z córką, a potem oglądał mecz swojej byłej drużyny, podczas której LeBron James pobił jego liczbę punktów zdobytych w NBA. Po spotkaniu, obaj mieli rozmawiać przez telefon, a legenda Lakersów miała przemawiać także do zespołu.
Tragiczny dzień Bryant rozpoczął od wizyty w Kościele Matki Bożej Królowej Aniołów, w której najprawdopodobniej się modlił. Choć opuścił je jeszcze przed pierwszą mszą, to ksiądz, z którym zamienił kilka zdań zauważył na czole najprawdopodobniej ślady wody święconej. Niedługo po wysłaniu wiadomości do syna Shaqa O'Neala, rozpoczął się feralny lot.