Turów wrócił do ekstraklasy w 2004 roku i szybko stał się poważną siłą w rodzimej koszykówce. Już po 3 latach zagrał w swoim pierwszym finale, a potem powtórzył ten wyczyn jeszcze trzykrotnie. Nigdy nie udało się jednak wywalczyć złota, bo w ostatnich 7 latach ligę zdominowali koszykarze Prokomu.
To była prawdziwa wojna
Teraz zgorzelczanie byli blisko szczęścia. W finale wydali faworyzowanym gdynianom prawdziwą wojnę, w pewnym momencie sensacyjnie objęli prowadzenie 3-2 w serii finałowej, ale mimo wielkiej ambicji musieli się znowu zadowolić drugim miejscem. Jednak to i tak był sukces zgorzeleckiej koszykówki.
- Nikt na nas nie stawiał, a dotarliśmy do finału i prowadziliśmy 3-2, będąc tylko o jedną wygraną od mistrzostwa. Obiecywałem, że będziemy walczyć w każdym meczu - wyjaśniał trener Jacek Winnicki, który nie bez powodu został zatrudniony w Zgorzelcu.
Patrz też: Big problem Giggsa. Ryan Giggs zdradzał żonę z gwiazdeczką Big Brotera - Imogen Thomas
W męskiej ekstraklasie ma na koncie aż 8 tytułów mistrzowskich, ale wszystkie wywalczył w roli drugiego trenera. - Dziękuję zawodnikom za walkę. Razem dotarliśmy do tego finału. Jestem dumny, że prowadziłem tak wspaniały zespół, będący promocją polskiej koszykówki.
Wspaniali kibice
W Zgorzelcu pozostał po srebrze lekki niedosyt, ale tylko dlatego, że apetyt rósł w miarę jedzenia. Głównym zadaniem Turowa w tym sezonie było przecież "tylko" miejsce w czwórce. Atmosfera w zespole ani na chwilę się nie zepsuła.
- Była rewelacyjna, czyli taka sama jak na trybunach naszej hali - podkreślał skrzydłowy Turowa Konrad Wysocki. Wszyscy gracze byli pełni podziwu dla fanów, którzy jeździli za nimi na mecze w najdalsze zakątki kraju. - Brakowało nam doświadczenia, ale zostawialiśmy na parkiecie serce i graliśmy bardzo zespołowo - komentował środkowy Robert Tomaszek.
Gdy dzień po finale w Zgorzelcu zorganizowano uroczyste zakończenie sezonu, srebrnych koszykarzy żegnały tłumy kibiców, życząc, by za rok srebro zmieniło się wreszcie w złoto.