- W Warszawie rzucałam młotem ubrana w dwie bluzy z długim rękawem i opaskę na uszy. A w Katarze taki trening ma się zacząć o pół do dziewiątej rano, gdy temperatura nie sięga 30 stopni. Po południu ćwiczyć będę w klimatyzowanej sali. Nie roztopię się – zapewniła przed odlotem rekordzistka świata.
Jej trenerowi Krzysztofowi Kaliszewskiemu zarzucano, że zmiana zgrupowania krajowego na wyjazd do Kataru wiąże się z prowadzeniem przez niego dwóch młociarzy z tamtego kraju (na co ma już oficjalną zgodę).
- Ale to była moja inicjatywa, powzięta już w początku marca – sprostowała Anita. - Dowiedzieliśmy się wtedy, że w Arłamowie nie zdążą przygotować rzutni na koniec kwietnia. Zresztą na szóstego maja zaplanowałam inauguracyjny start w Dausze. Z marszu, bez konkretnego przygotowania.
W ubiegłym roku wygrała wszystkie zawody, w tym igrzyska i ME. Dwa razy pobiła rekord świata (82,29 i 82,98 m), a rywalki odstawały od niej o kilka metrów.
- Bardzo bym chciała, żeby w tym roku ktoś do mnie doskoczył. Żeby powróciła taka rywalizacja, gdzie ktoś mnie przerzuca i muszę dać z siebie jeszcze więcej - westchęła. - A prognostyki na ten sezon mówią, że powinnam rzucać jeszcze dalej. Tym bardziej, że dwumiesięczne treningi w Kalifornii nie zostały zakłócone żadnymi problemami zdrowotnymi. Świetnie służy mi trening funkcjonalny.
W Kalifornii poprawiła rekordy życiowe w ćwiczeniu na drążku. Podciągnęła się 20 razy z rzędu. Rekordowa tez była seria podciągania z łańcuchami 9 kg oplatającymi biodra: 10, 9 i 6 razy.
- W rzucie młotem nie czas jeszcze na rekordy. Chciałabym poprawiać je w lipcu i sierpniu – zadeklarowała teraz.Wyśrubowała też jeszcze jeden rekord, ale sama nie wie, ile on wynosi…
- Przywiozłam z USA osiem par obuwia, głównie wyjściowe, w tym dwie pary szpilek.Chciałam je przeliczyć, wiedzieć, ile mam „na stanie”. Niestety, nie udało się. Zanadto byłam w tych dniach zabiegana – nie kryła młociarka.
Mistrzyni z uśmiechem odmówiła wypowiedzi o kulisach zatargu z drugą grupą polskich młociarzy w Chula Vista.