„Super Express”: - Jak zareagowałaś, kiedy dowiedziałaś się, że złamałaś barierę 7 sekund?
Ewa Swoboda: - Powiedziałam sobie: „Hurra, hurra chyba coś się stało”. Podbiegłam do większego billboardu i mówię: „o kurczę, jest 6,99!”. Ucieszyłam się bardzo.
- Rekord jest już twój, a jaki jest kolejny cel?
- Być zdrową, bo jak jest zdrowie, to jest wszystko. Nie założyłam sobie żadnego celu na Belgrad. Chcę pobiec jak najszybciej, dać to, co mam w nogach. Jest to ważne, żeby pokazać, co mam jeszcze w nogach, bo startów nie było dużo. Jestem zdrowa, nóżki są zdrowe, głowa też. Biegamy i trzeba pokazać wszystko to, co jeszcze zostało.
- Moment startu w twojej konkurencji ma niesamowite znaczenie?
- Na 60 metrów start jest bardzo ważny. 60-tka to nie są przelewki i jak się zepsuje start, to nie da się tego nadrobić, jak na sto metrów. Jak jeżdżę autem, to zawsze czekam na zielone światło i jak najszybciej chcę zareagować. To też pomaga.
- Trudno nie zauważyć, jak ważne są dla ciebie relacje z rodziną i trenerką.
Rodzice są dla mnie najważniejsi. Byli ze mną, jak było źle i są, jak jest dobrze. Nieważne, co będzie się działo, dla nich zawsze będzie miejsce w moim serduszku. To samo moja trenerka.
- Wydajesz się zawsze naładowana energią i pozytywnie nastawiona. To pomaga?
- Jestem sobą i nigdy nie będę nikogo udawać. Jestem żywiołowa i cieszę się bieganiem. Sprawia mi to dużą radość, jak się udaje nie umiem emocji trzymać w sobie.
- Kto jest twoim sportowym idolem? Usain Bolt?
- Nie. Moimi idolami są kobiety, była nią pani Irena Szewińska.