„Super Express”: - Czemu zawdzięczasz przełamanie stagnacji i tak wysoką formę?
Ewa Swoboda: - Trochę musiałam się starać o to, żeby wrócić, trochę czasu to zajęło, ale wróciłam! Teraz wszyscy mówią, że jestem w super a nawet w fantastycznej formie. Rok temu to chyba by tak nie powiedzieli... Wróciłam z ciemnego dołka. Się pracuje, się ma! (śmiech).
- Czy coś się zmieniło w samym treningu?
- Szczerze? Nie wiem. Dodajemy jakieś rożne akcenty, coś innego robimy, próbujemy, żeby nie zasiedzieć się w miejscu. Myślę, że najbardziej pomogło mi to, że wyrzuciłam z głowy niepotrzebne rzeczy, sprawy, które na co dzień mi wadziły i tylko się denerwowałam, gdy ciągle o tym myślałam. Mam nadzieję, że nadal nie będę zwracała uwagi na to, co dzieje się wokół mnie. Muszę po prostu skupić się na tym, co mam zrobić, a mam w tym roku dużo do zrobienia. Dojrzałam nie tylko sportowo, ale przede wszystkim życiowo!
- Czy to już optymalna forma tej zimy?
- 7,08 to bardzo dobry czas, ale myślę, że coś jeszcze z tego można urwać. Jeszcze trochę elementów mam do poprawienia. Troszeczkę się przeziębiłam, jak zwykle o tej porze roku. Ale trochę poleżę i będzie wszystko dobrze. Przede mną sobą starty w Toruniu i Madrycie. Można tam kilka elementów poprawić. Potem mistrzostwa Europy, na których bronię srebrnego medalu!