- Gdy wracałam ze spaceru z naszym psem, a myślami byłam przy mężu, tuż przed blokiem w którym mieszkamy spadł mi na głowę ...mały filcowy aniołek – opowiada pani Ola.
- W pierwszej chwili pomyślałam, że jakieś dziecko rzuciło go w moją stronę. Ale wokół mnie nie było absolutnie nikogo, a najbliższe drzewo z którego mógłby spaść aniołek, stało ponad dwa metry ode mnie. Do teraz nie potrafię zrozumieć skąd spadł aniołek. Chyba z nieba...
- Przyjęłam to za dobry znak i od razu wysłałem smartfonem krótką wiadomość i zdjęcie aniołka do męża i jego trenera. Okazało się, że prawie dokładnie w tym momencie Piotrek zaczynał rozgrzewkę przed konkursem. Czyż to nie zastanawiające ? – dodaje pani Ola.