„Super Express”: - Czy te wspaniałe osiągnięcia przeszły oczekiwania?
- Nie wymarzyłam sobie takiego zakończenia sezonu. Nie mogłam przypuszczać, że wywalczymy dwa medale. Przeszłam w tym roku dwie kontuzje i zakażenie koronawirusem. Ostania kontuzja nogi zabrała mi bardzo dużo w przygotowaniach. Jeszcze trzy – cztery dni przed sztafetą mieszaną w Tokio nie byłam w stanie wykonać normalnego treningu, bo tak bolała mnie noga. Do końca nie wiedziałam, czy nie przyjdzie mi oglądać igrzysk z trybun.
- Który z dwóch medali ceni pani sobie wyżej?
- Trudno na to odpowiedzieć. Bo ten złoty w sztafecie mieszanej był kompletną niespodzianka. A a srebrny w żeńskiej sztafecie pracowałyśmy z koleżankami wiele, wiele lat. Dlatego fajnie, że udało się potwierdzić nasze możliwości w najważniejszej imprezie pięciolecia.
Wstrząsające wyznanie Justyny Święty-Ersetic: Covid wyniszczył mój organizm [WIDEO]
- A noga już jest zdrowa?
- Mam teraz okres roztrenowania, po którym czekają mnie wizyty u lekarzy. Jeśli okaże się, że wszystko jest dobrze, to zapali się zielone światło.
- Czy będąc mistrzynią Europy zachowuje pani nadzieje, że dogoni kiedyś czarnoskóre rywalki w biegu indywidualnym?
- Nie stawiam sobie żadnych barier (śmiech). Już niejednokrotnie nawiązywałem walkę z ciemnoskórymi biegaczkami. Po sezonie halowym wszystko wskazywało, że sezon letni będzie przełomowy, że uda się wreszcie pobiec w granicach 50 sekund. Życie to zweryfikowało i ze startu indywidualnego w Tokio musiałam zrezygnować. Ale skoro nie raz dokonywałam czegoś, czego nie spodziewali się kibice ani ja sama, to nadal pokładam w tym nadzieję i będę walczyła.
- Trzeba będzie zacząć od złamania 50 sekund? (rekord życiowy to 50,41 s - red.)
- Chciałabym pokonać kiedyś tę magiczną barierę. Byłoby to coś wyjątkowego i mogłabym wtedy powiedzieć, że jestem sportowcem w stu procentach spełnionym.
Tokio 2020: Kontuzja Justyny Święty-Ersetic. Mówi co teraz czuje