„Super Express”: - Kiedy zakochałaś się w bieganiu?
Justyna Święty-Ersetic: - W podstawówce lubiłam W-F, ale to były raczej gry i zabawy. W szóstej klasie pojechałam na zawody do Szkoły Mistrzostwa Sportowego, tam biegałam wahadłowo na 400 metrów i zajęłam drugie miejsce. Trener Piotr Morka z Raciborza mnie dojrzał i zaprosił na treningi. Złapałam bakcyla i siedzę w tym do dziś.
- Zawsze byłaś najszybsza?
- Tak, z tym, że początkowo bardziej lubiłam grać w piłkę nożną z chłopakami. Czasami udało mi się strzelić nawet jakiegoś gola (śmiech). Cieszę się, że pozostałam przy lekkiej atletyce, bo jestem typem indywidualistki. Wolę pracować na swoje konto.
- Jakim byłaś dzieckiem?
- Na pewno ruchliwym. Kiedyś były jednak inne czasy. Wiem, że to brzmi, jakbym była nie wiadomo jak stara, ale pozmieniało się. Rano się wychodziło na dwór, wracało się na obiad jak dzwony w kościele wybiły południe. Potem biegło się znów na podwórko, a z powrotem dopiero jak zaczynało się ściemniać.
- W szkole byłaś raczej humanistką czy umysłem ścisłym?
- Lubiłam matematykę. Moja babcia była matematyczką, więc zawsze jak do niej jeździłam, to rozwiązywałyśmy jakieś zadania. Nie lubiłam za to języka polskiego, do dziś ciężko mi się zebrać, jak mam coś napisać.
- Co lubisz robić w wolnym czasie?
- Dobra muzyka, książka, lubię pójść do kina. Lubię posiedzieć z rodziną, mężem. Z muzyki słucham tego, co mi wpadnie do ucha. Iga puszcza nam na treningach disco-polo, więc można powiedzieć, napędza nas Zenek (śmiech).
- Małżeństwo i miłość cię uskrzydliły?
- Troszkę mnie to bawi, bo wszyscy mówią, że małżeństwo (rok temu wyszła za zapaśnika Dawida Ersetica – red.) mi służy, ale tak naprawdę poza papierkiem niewiele się zmieniło. Mój mąż trenuje zapasy, więc często wyjeżdża na obozy, podobnie jak ja. Śmieję się, że jakie małżeństwo, skoro nie przebywamy ze sobą zbyt dużo czasu.
- To duży ból?
- Tak, ale to też kwestia przyzwyczajenia, wzajemnego zrozumienia. To nam się udaje.
- Jakie masz teraz marzenia?
- Spełniłam swój cel. Trener napisał mi dzień po biegach SMS-a: „Jestem w szoku. Gdzie są twoje granice? Chyba ich nie posiadasz”.
- To gdzie są te granice? Na poziomie rekordu Polski ŚP Ireny Szewińskiej?
- Na razie nie oszukujmy się – ten rekord (49,28 – red.) jest poza zasięgiem. Nie wiem, czy pojawi się kiedyś w Polsce dziewczyna, która będzie tak szybko biegać. Niby dzieli nas tylko około sekundy, ale na 400 metrów to jest przepaść.
- Plany na wakacje?
- Na wakacje muszę trochę poczekać, bo mój mąż pod koniec października prawdopodobnie wystartuje w mistrzostwach świata. Może uda nam się gdzieś wyjechać na początku listopada.