Łukasz Parszczyński po upadku z balkonu: Dostałem nowe życie [GALERIA]

2016-03-23 8:01

Znaleziono go w kałuży krwi na balkonie hotelu w Lloret de Mar w Katalonii. W szpitalu w Gironie stwierdzono wstrząs mózgu, uszkodzenie miednicy, pęknięcia stawu biodrowego i kości czaszki za uchem. Od tego wypadku minęły 2 miesiące, a Łukasz Parszczyński (31 l.) wciąż nie może sobie przypomnieć, jak się to stało.

- Prawie nic nie pamiętam z tego, co wydarzyło się 18 stycznia - opowiada tylko "Super Expressowi" mistrz Polski w biegu na 3000 m z przeszkodami. - Byłem na kolacji, potem pakowałem się w pokoju, bo nazajutrz mieliśmy wyjeżdżać ze zgrupowania. Mogę się tylko domyślać, że ściągałem z balkonu suszące się tam ubranie.

Znaleziono go na balkonie piętro niżej. - Podobno leżałem we krwi, wymiotowałem, ale próbowałem wstać. Mogłem tego nie przeżyć. Bardzo chciałbym wiedzieć, co się wtedy stało. Lekarze mówią, że czasem pamięć wraca - po pół roku albo po dwóch latach - mówi nam.

W mediach hiszpańskich pojawiły się podejrzenia o próbę modnego w tamtym kraju "balconingu", czyli przeskakiwania z balkonu na balkon.

Zobacz: Łukasz Parszczyński uprawiał BALKONING? Polski lekkoatleta ciężko ranny

- Przyjmuję to ze śmiechem. Co to właściwie jest ten balconing? - dopytuje Parszczyński. - Nigdy nie interesowały mnie sporty ekstremalne, nawet trochę boję się wysokości. Nie byłbym zdolny do takich zachowań. I zapewniam, że nie piłem alkoholu - deklaruje.

Kości pękniętego stawu biodrowego już się zregenerowały, kości czaszki potrzebują jeszcze kilka miesięcy, aby się zrosnąć. Przezwyciężył już kłopoty z mówieniem, może się ruszać, jeździć na rowerze.

Nadal dwa razy dziennie poddaje się zabiegom rehabilitacyjnym. - Lekarze i w Hiszpanii, i w Polsce byli w szoku, że tak szybko wracam do zdrowia. W szpitalu przez dwa i pół dnia leżałem w śpiączce, potem zapomniałem, jak się mówi. Nie mogłem zasnąć w nocy i wpadałem w panikę. A wyszedłem ze szpitala po dwóch tygodniach. Mam jeszcze lekki niedosłuch w lewym uchu i niedowład w prawej ręce i prawej nodze, ale obie są blisko pełnej sprawności - wspomina biegacz, wypowiadając się teraz wyraźnie i w naturalny sposób.

Jego marzenia o drugim olimpijskim starcie na 3 km z przeszkodami prysły jak bańka mydlana. - Ale korci mnie, by wrócić do biegania, o ile odzyskam zdrowie choćby w 90 procentach - nie ukrywa Parszczyński. - Tylko już nie na bieżnię, ale do biegów ulicznych. Łącznie z maratonem. Jeden z trenerów powiedział nawet, że wymuszona przerwa może wyjdzie mi na dobre. Dotąd moje przerwy w treningach wynosiły po trzy tygodnie, organizm mam sforsowany. Może potrzebował takiej przerwy - kończy z optymizmem.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze