Dawid Tomala przywitany w domu

i

Autor: KASIA ZAREMBA / SUPER EXPRESS

Mistrz olimpijski Dawid Tomala wychodził sobie sponsora. Związał się z Totalizatorem Sportowym

2021-09-28 16:50

Półtora miesiąca temu zaskoczył kibiców i siebie olimpijskim zwycięstwem w chodzie na 50 km. Teraz Dawid Tomala (32 l.) podpisał profesjonalny kontrakt sponsorski - z Totalizatorem Sportowym. Opiewa na trzy lata – do kolejnego sezonu olimpijskiego włącznie. A inspiratorem współpracy stał się premier Mateusz Morawiecki, który zaraz po sukcesie Tomali zarekomendował objęcie go opieką przez TS.

"Super Express": - To chyba pierwszy w pana karierze sponsor z prawdziwego zdarzenia?

- Zdecydowanie tak. Pracowałem na to wiele lat i bardzo się z tego cieszę. Będę miał teraz spokojną głowę w przygotowaniach. Bez troski o sprzęt czy o środki na życie, z czym borykałem się wiele lat.

- Pracował pan ponoć między innymi na budowie…

- To trwało do początku grudnia ubiegłego roku. Dziękuję koledze, że mnie przygarnął. Dziki temu miałem środki, którymi mogłem sam płacić za swoje przygotowania. Pomoc materialną od PZLA dostałem kilka miesięcy przed startem.

- Z jakimi nadziejami przygotowywał się pan za swoje?

- Na pierwszą ósemkę. I przekonaniem, że wezmę w ciemno wszystko, co ponad to. Wierzyłem w sukces, ale wolę zawsze pozytywnie siebie zaskoczyć niż się rozczarować. Wielu znacznie bardziej utytułowanych sportowców może nigdy tego medalu nie zdobyć. Zaskoczenie było więc było superpozytywne. Ale moja wiara była na tyle mocna, że przygotowując się do tego sezonu nie wątpiłem w to ani na chwilę.

- Postawiłby pan wcześniej jakąś sumę na to, że wejdzie pan na podium w igrzyskach?

- Powiem szczerze, że chciałem to zrobić. Na pewno nie więcej niż tysiąc złotych. Taką sumę mógłbym przełknąć w razie porażki. Tylko, że w Japonii były problemy z łącznością i dlatego do tego nie doszło. A szkoda, bo miałbym dodatkową motywację i sporo bym wygrał (śmiech).

Dawid Tomala wychodził sobie złoty medal i sponsora

- Przygotowuje się już pan do roli faworyta kolejnych wielkich imprez?

- Nawet nie chcę o tym myśleć. To dopiero przyjdzie. Wiem, że w kolejnych zawodach każdy będzie oczekiwać moich wygranych. A przecież w sporcie bardzo wiele może się wydarzyć. Chciałbym tylko, żeby wszyscy dobrze się bawili ze mną i wierzyli we mnie, a ja mogę od siebie obiecać, że będę dawał z siebie wszystko. Czas pokaże, na ile to wystarczy.

- Czy to dla pana dobrze, czy źle, że najdłuższy dystans chodu skróci się z 50 do 35 kilometrów?

- Nie mam pojęcia. Całe życie startowałem na 20 km. Teraz odniosłem sukces na pięćdziesiątce. Więc może mam i szybkość i wytrzymałość i w teorii dystans 35 km może być złotym środkiem. To dla mnie nowe wyzwanie, a wyzwania uwielbiam i już się cieszę. Trzeba pisać kolejną historię.

- Co pan zyskał dzięki swojemu sukcesowi oprócz satysfakcji i pieniędzy?

- Mam nadzieję, że zyskał dzięki temu chód sportowy. Że zrobi się o nim nieco głośniej, jak za czasów Roberta Korzeniowskiego. Jego starty oglądałem i ja i cała moja rodzina. Żyła nimi cala Polska. Fajnie, żeby ludzie znów się zainteresowali chodem sportowym, w którym mamy ogromne tradycje. Mam nadzieję, że pomogę młodym kolegom.

- A co pan stracił przez ten sukces?

- Od przyjazdu straciłem prawie całkowicie życie osobiste. Muszę znaleźć czas dla bliskich, żeby nie oszaleć. Ale wiem, że niedługo zaczną się przygotowania do nowego sezonu, a to coś, co kocham i na co czekam.

- Czy po sukcesie bardziej interesują się panem kobiety?

- Nie wiem. Chyba nie, bo uważam, że interesowały się mną zawsze (śmiech). A tak poważnie: mam dziewczynę i między nami jest tak samo bardzo dobrze jak było. Trzeba to pielęgnować i mieć dla siebie więcej czasu i spokoju. Mój kolega powiedział przed igrzyskami „Pamiętaj: szczęście lubi spokój”. I tego się trzymam.

Najnowsze