Koronawirus z Chin rozprzestrzenia się po całym świecie. Pojawiły się już nawet informacje, że w Niemczech przebywa jedna zarażona osoba. Obcokrajowcy w popłochu uciekali z Wuhan, co sprzyja rozwojowi światowej epidemii. Obecnie miasto, będące źródłem zakażenia, wygląda na zupełnie opuszczone. Ludzie w strachu siedzą w domach i panicznie boją się zarażenia. Nic dziwnego, że zareagowali także organizatorzy zawodów sportowych. Odwołano między innymi wydarzenie najlepszej ligi esportowej, która w Państwie Środka bije rekordy popularności. Kibice zastanawiają się także nad bezpieczeństwem podczas tegorocznych Halowych Mistrzostw Świata, w których udział wezmą także czołowi zawodnicy z Polski.
Starty zaplanowano w mieście Nankin. Zagrożenie jest całkiem spore, ponieważ leży ono tylko 450 kilometrów od wspomnianego wcześniej Wuhan. Lekarz naszej reprezentacji poinformował, że sztab bacznie przygląda się sytuacji przed mistrzostwami, które zaplanowano na 13-15 marca. - Należy brać pod uwagą różne warianty. Siedem tygodni jakie zostało do mistrzostw to czas, który daje szansę na opanowanie sytuacji. My monitorujemy ten obszar świata już od dawna, ze względu na zbliżające się igrzyska w Tokio. Jak Amerykanie nie pojadą do Nankinu, to będzie oznaczać, że nie należy się tam rzeczywiście wybierać - podkreślił w poważnym tonie Jarosław Krzywański dla "Przeglądu Sportowego".
Czego właściwie mogą obawiać się nasi lekkoatleci? Koronawirus to śmiertelnie groźne zjawisko. Prowadzi do ostrego zapalenia płuc, wywołuje wysoką gorączkę. Zbiera śmiertelne żniwo głównie wśród osób o obniżonej odporności.