Polska przez wiele lat nie mogła poszczycić się sukcesami w rzucie oszczepem. Na talent pokroju Marii Andrejczyk musieliśmy czekać bardzo długo, ale 25-latka w pełni rekompensuje kibicom czas oczekiwań na wielkie emocje w tej konkurencji lekkoatletycznej. Na pewno medali na szyi Andrejczyk byłoby zdecydowanie więcej, gdyby nie poważne problemy zdrowotne.
Cena zegarka Lewandowskiego zwala z nóg! Ty musiałbyś pracować na niego dziewięć lat [ZDJĘCIA]
Andrejczyk zdecydowała się na wzruszający gest. Finał zaskakuje
Oszczepniczka od dawna zmaga się bowiem z kontuzjami barku. Te wykluczyły je na długie miesiące z zawodów i przez to opuściła wiele ważnych imprez, na których mogła powalczyć o sukces. Uraz odezwał się również przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio. Na szczęście nie wykluczył on Andrejczyk z rywalizacji, ale mocno ją utrudnił.
Dzieci Justyny Żyły miały ciężki poranek. Celebrytka wszystko zdradziła
Mimo wszystko 25-latka zdołała osiągnąć największy życiowy sukces jakim było zdobycie srebrnego medalu olimpijskiego. Andrejczyk nie ukrywała wzruszenia i sama przyznawała w wywiadach po konkursie, że przeszła bardzo ciężką drogę, aby znaleźć się w tym miejscu. Dlatego jej gest wzbudził wielkie poruszenie wśród kibiców.
O tym geście Andrejczyk mówił cały świat. Teraz zrobiła równie wielką rzecz
Andrejczyk zdecydowała się przekazać olimpijski krążek na licytację dla chorego Miłosza, który zmaga się z poważną wadą serca. Najwyższą cenę dała sieć sklepów Żabka. Medal wylicytowano za 200 tysięcy złotych. Szybko okazało się jednak, że sieć sklepów postanowiła oddać krążek wicemistrzyni olimpijskiej.
Ale ten w domu Andrejczyk i tak nie zostanie. W rozmowie z "Faktem" mistrzyni wyznała, że ten przekaże do muzeum. - Medal wrócił do mnie na chwilę, bo oficjalnie przekazuję go do Muzeum Olimpijskiego, by mógł spocząć w tak zacnym gronie, wśród innych trofeów naszych mistrzów. To ogromny zaszczyt - wyjawiła Andrejczyk dziennikarzom.