Paweł Fajdek: Ponownie wszedłem na szczyt

- Pierwszy tytuł był dla mnie sygnałem, że rok wcześniej w Londynie powinienem był zdobyć olimpijski medal. Drugim tytułem udowodniłem, że pierwszy nie był przypadkowy. A ten obecny jest spłatą "długu" za igrzyska 2012 i ponownym wejściem na szczyt po porażce w Rio - powiedział "Super Expressowi" trzykrotny mistrz świata.

Na prowadzenie w konkursie wyszedł w trzeciej próbie (79,73 m). Wcześniej był poza pierwszą trojką. A inauguracyjny rzut, chociaż daleki, wypadł poza sektor rzutów.

- Mnie też pierwszy rzut właściwie uspokoił. Wiedziałem, że wystarczy kolejne "zaliczać", aby dostać sie do wąskiego finału i tam walczyć o najlepszy rezultat. Rzuty były dobre technicznie, a warunki i suche koło nie pozwoliły rzucić dalej. Na mistrzostwach chodzi jednak o to, by zdobywać medale, a nie żeby bić rekordy. Okazja do rekordu będzie na Memoriale Kamili Skolimowskiej w Warszawie (wtorek 15 sierpnia - przyp. red.)

O olimpijskiej porażce Fajdek nie zapomina, ale nie dręczy go ta myśl na co dzień: - To był wyłącznie wypadek przy pracy. To nie był mój dzień. Teraz wszystko wróciło do normy. Za rok są mistrzostwa Europy, za dwa lata kolejne mistrzostwa świata. Chcę pozostać na topie, bo mi się to podoba.

Troje z czworga polskich medalistów w młocie pracowało w przeszłości z trenerem Czesławem Cybulskim (Fajdek, Włodarczyk i Malwina Kopron). Ich sukcesy w Londynie podpisali inni trenerzy. - Nie powiem, że z trenerką Jolantą Kumor pracuje się lepiej - zastrzegł się Fajdek. - W treningu nie ma poważniejszych zmian, ale jest on ustawiony pod kątem moim, a nie trenerki. Wychodzi nam na dobre, zdobywamy medale, więc wszystko jest OK.

Miłość pomaga Joasi Jóźwik

Relacja live z sobotniej sesji porannej

Klasyfikacja medalowa. Sprawdź, na którym miejscu są Polacy