Paweł Fajdek jest jednym z nieobecnych tegorocznego Memoriału Janusza Kusocińskiego. Organizatorzy nie przewidzieli rywalizacji w rzucie młotem mężczyzn i w Chorzowie zaprezentują się wyłącznie młociarki z Anitą Włodarczyk na czele. Fajdek, podobnie jak m.in. Wojciech Nowicki, zaprezentuje się przed polskimi kibicami tydzień później, 30 maja, podczas Memoriału Ireny Szewińskiej w Bydgoszczy. To tam rozpocznie sezon, którego głównym punktem będą mistrzostwa świata w Tokio. Pięciokrotny złoty medalista MŚ stanie przed szansą na kolejny sukces. Tego zabrakło w zeszłym roku - na igrzyskach olimpijskich w Paryżu zajął 5. miejsce, ale na ten wynik poniżej oczekiwań miała wpływ niespodziewana śmierć jego ojca.
Paweł Fajdek zawalczy w MMA? Zaskakująca wypowiedź! Te trzy słowa wybrzmią głośno
Śmierć ojca mocno odbiła się na Pawle Fajdku
- Kompletnie się tego nie spodziewałem. Śmierć ojca zostawiła we mnie ślad. Nie sądziłem, że tak bardzo wpłynie na moją formę i samopoczucie. Ale tak wyszło. Trzeba było się zebrać - przyznał szczerze Fajdek w długiej rozmowie z WP SportoweFakty. Po czasie jest przekonany, że przez tę rodzinną tragedię nie wywalczył w Paryżu medalu.
- Przez pierwsze dwa tygodnie od śmierci ojca nie mogłem spać. To się odbijało na treningach. Dochodziły nieudane starty: jeden, drugi, trzeci. Choć trening i zawody były jakimś sposobem, by sobie z tym poradzić. Ten żal, smutek, starałem się przepracować, zająć głowę tym, co potrafię robić. Była to dla mnie ekstremalna sytuacja. Pierwszy raz coś takiego przeżyłem - wrócił do trudnych chwil brązowy medalista olimpijski z Tokio. Nie wszystko, z czym się zmagał, było widać z boku. Czego więc nie widzieli kibice?
Fajdek nie mógł spać i jeść
- Braku snu i apetytu, płaczu. Większość rzeczy spadła na mnie. Musiałem ojca pochować. Opuściłem zgrupowanie, pojechałem do domu. Ciągle dostawałem telefony albo dokumenty do wglądu. Wszystko wymagało moich podpisów. Bardzo dużo czasu spędziłem w samochodzie: na trasie z ośrodka w Spale do domu na Dolnym Śląsku, gdzie tato mieszkał. Zabrało mi to z dwa, trzy tygodnie - opowiedział Fajdek, który w tym trudnym czasie nie zrezygnował ze startów.
- Naturalne, że ludzie potrzebują przejść żałobę, wypłakać się, wyżalić. Ja stwierdziłem, że wolę to wykrzyczeć i wypocić na rzutni. Nie jestem osobą, która usiądzie i będzie się nad sobą użalać. Wiem, że straciłem przez to bardzo dużo zdrowia, ale psychicznie doszedłem do siebie w miarę szybko - ocenił z perspektywy czasu. W Paryżu nie udało mu się wywalczyć upragnionego medalu dla ojca, ale z pewnością każdy kolejny sukces będzie dedykował także jemu.
