Na drążku i na poręczach wywija Lisek niczym gimnastyk. Jego mięśnie nabierają mocy, „rzeźby” i sprawności. A trener Marcin Szczepański chętnie włącza się do ćwiczeń podopiecznego.
- Zapowiada się bardzo intensywny sezon. Oj będzie się działo. Mam głód skakania - deklaruje rekordzista Polski w skoku o tyczce (6,02 m). - Priorytetem w hali będą mistrzostwa Europy w Toruniu. Mam nadzieję, że jeżeli bezpieczeństwo pozwoli, to trybuny będą zapełnione przez polskich kibiców. Moim celem jest medal, choć wiem, że konkurencja nie śpi.
Minionej wiosny, zanim udostępnione zostały sportowcom hale i stadiony, tyczkarz ze Szczecina zbudował sobie skocznię w ogrodzie rodzinnego domu w Dusznikach (Wielkopolska).
- To wszystko uratowało mój sezon 2020. Zawodów było zdecydowanie mniej niż w latach poprzednich, ale dałem radę dobrze się przygotować, a wynik 5.90 m zadowala mnie. Cieszę się, że nie zostaliśmy w domach całkowicie zamknięci i nie osiedliśmy na laurach. A sprzęt w domu pozostał i czeka na mnie. Nawet kiedy już zapomnimy o pandemii, z chęcią odwiedzę skocznię w rodzinnym domu.
O czym marzy najlepszy polski tyczkarz przed 2021 rokiem?
- Moje marzenie nie zmienia się od paru lat: 6 metrów osiągnięte na igrzyskach. Zobaczymy, co to da, bo chłopaki skaczą bardzo wysoko. Mam nadzieję, że się do tego pociągu załapię (śmiech).