Był szary, ponury jesienny dzień. Tyczkarz bydgoskiego Zawiszy jechał na trening. Zbliżał się do jednego z bardziej ruchliwych skrzyżowań w Bydgoszczy. Nagle jadąca na sygnale karetka wjechała na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Po chwili uderzył w nią inny samochód. Siła uderzenia była tak duża, że ambulans przewrócił się na bok. Jedną z pierwszych osób, które ruszyły na pomoc, był Paweł Wojciechowski, były mistrz świata w skoku o tyczce. – Kolega z którym jechałem krzyknął: Paweł, karetka się przewróciła. Zapytałem, czy to żart. Zaprzeczył. Ruszyłem więc natychmiast. Po chwili pojawiła się policja i udzieliliśmy pomocy poszkodowanym. Wyglądało bardzo groźnie, ale na szczęście nic poważnego się nie stało.
Karetka na szczęście nie przewoziła chorego. Jechała do szpitala. Poszkodowany został kierowca ambulansu, który jechał sam. Mężczyzna trafił do szpitala. W samochodzie osobowym były trzy osoby, w tym dziecko - nikomu z nich jednak nic się nie stało.
- Jedna rzecz mnie przeraża w tej całej sytuacji – nikt z przejeżdżających aut się nie zatrzymał, nikt nie pomógł. Ja byłem cały kawałek od tego zdarzenia – 400 m. Co z kierowcami, którzy byli obok? Czemu odjechali, skoro widzieli tak poważnie wyglądające zdarzenie? To przerażające. Długo potem o tym myślałem… Co byłoby, gdyby mnie to spotkało? Kto by się zatrzymał? – zastanawia się Wojciechowski.