"Super Express": - Czy olimpijska trasa w Rio pasuje najlepszemu góralowi Tour de France?
Rafał Majka: - Tak, nawet w stu procentach. Jest naprawdę bardzo ciężka, czyli taka, jak lubię. Można ją porównać do trudnego etapu Tour de France. Będzie gdzie się wspinać i atakować, podjazdy są długie na ponad 8,5 kilometra, a przewyższenie to ponad 4000 metrów (suma wysokości, na jaką trzeba się wspiąć na wszystkich podjazdach - red.).
- Ci, co byli mocni w Tourze, to faworyci?
- Pewnie tak, ale może ktoś, kto w tym czasie odpoczywał, okaże się silniejszy. Zobaczymy. Poza tym to tylko jeden wyścig, a wtedy nie zawsze wygrywa najmocniejszy. Trzeba mieć też sporo szczęścia. To będzie trochę loteria, bo trasa jest taka, że może się zdarzyć tak, że grupa zaraz po starcie ucieknie i dojedzie do mety. Nasza reprezentacja liczy czterech zawodników, dużo mniej niż team w czasie wyścigu. Trudno będzie kontrolować peleton przez ponad 250 km. Kto się zabierze w dobry odjazd i będzie miał szczęście, a nie tylko nogi, ten będzie mógł dużo ugrać.
- Jaka taktyka? Wszyscy pracują na Majkę?
- Liderów mamy dwóch - jestem ja i jest Michał Kwiatkowski. Zobaczymy, jak to się ułoży. Jeżeli Michał będzie w bardzo dobrej dyspozycji, to wtedy ja będę pracował na niego. Rozliczeni będziemy jako kadra, a nie indywidualnie.
- Po tak dużym wysiłku jak Tour de France wystarczy panu energii?
- W 2014 roku zaraz po Tour de France wygrałem Tour de Pologne, a potem pojechałem do USA i zająłem tam trzecie miejsce. Wiadomo, że jestem zmęczony, ale też przed wyścigiem w Rio za dużo nie mogłem odpoczywać. To jak z silnikiem, który ciągle musi pracować, bo jak go wyłączysz i przez jakiś czas postoi, to potem już tej pełnej mocy nie będzie.