Piotr Lisek do Londynu jechał jako jeden z faworytów do medalu MŚ. Znakomita forma, jaką prezentował w całym sezonie, pozwalała twierdzić, że i podczas MŚ zdoła stanąć na podium. Eliminacje przebrnął koncertowo - z najlepszym wynikiem - ale już sam początek wtorkowego finału był mocno nerwowy. Polak dwa razy zrzucił poprzeczkę z wysokości 5,65 metra, ale za trzecim razem użył innej tyczki i to podziałało. Do tego stopnia, że bez problemu pokonał też kolejną wysokość - 5,75 metra.
Im dłużej trwały zmagania tyczkarzy, tym więcej było emocji. Z czasem odpadali kolejni zawodnicy, ale Lisek wciąż utrzymywał się w grze. A gdy Chińczyk Changrui Xue trzeci raz strącił poprzeczkę 5,89 metra nad ziemią jasne się stało, że Polak sięgnie po medal mistrzostw świata. Zagadką pozostawał jedynie kolor krążka. I ostatecznie stanęło na srebrnym! Dla 24-latka 5,89 metra było najlepszym wynikiem osiągniętym tego dnia i choć taki sam zanotował Francuz Renaud Lavilennie, to jednak potrzebował na to o jednej próby więcej. A to oznaczało, że Lisek go wyprzedził i ukończył rywalizację na drugim miejscu ustępując jedynie Amerykaninowi Samowi Kendricksowi, który był poza zasięgiem reszty stawki i triumfował z wynikiem 5,95 metra.
W finale długo walczył też drugi z Polaków, po którym oczekiwaliśmy medalu. Paweł Wojciechowski nie miał chyba jednak swojego dnia, bo nie zdołał wskoczyć na podium. Zajął piąte miejsce z wynikiem 5,75 metra
Błyszczą nie tylko na stadionie. Najpiękniejsze zawodniczki MŚ w Londynie
MŚ w Lekkoatletyce: Potworny błąd sędziów zabrał zawodnikowi medal
MŚ w Londynie: Wenezuelka zdobyła brąz. Pomogła jej polska myśl szkoleniowa
