„Super Express”: - Czuje pan satysfakcje będąc numerem jeden w Polsce?
- Nie myślałem o tym, by być liderem w Polsce, tylko żeby biegać na poziomie światowym – mówi wicemistrz Europy 2014. - Szczęśliwy byłbym wtedy, gdybym uzyskał minimum na igrzyska. Ale uważam, że po rocznej przerwie w maratonie, ten start był udany. Tylko w końcówce moje nogi były za ciężkie, brakowało im siły.
- Kiedy zaatakuje pan znowu olimpijskie minimum?
- Wiosną. I będzie to jedyna próba. Powinno się udać. Nie wiem jeszcze, kiedy i gdzie. Czekam na sygnał od menadżera. Dwa miesiące przed tym startem chciałbym spędzić na treningach w Etiopii.
- Tymczasem trafił pan na ciepłą zimę w Polsce…
- Do zimy w Polsce już jestem przyzwyczajony. W przeszłości biegałem po śniegu i błocie, teraz śniegu ani błota nie ma. Da się trenować, chociaż jest zimno.
- A jak znoszą polską zimę pana dzieci?
- Nie słyszałem, żeby na nią narzekały. Nawet lubią bawić się na śniegu, kiedy on jest. Starsza córka, Elroie chodzi do pierwszej klasy podstawówki, a syn Aron do przedszkola. Między sobą rozmawiają po polsku, a do żony i do mnie mówią po amharsku.
- Olimpijski maraton przeniesiono z Tokio do Sapporo, gdzie ma być o kilka stopni chłodniej. Pan jednak pochodzi z gorącego kontynentu...
- Ależ to właśnie dobrze, że nie będzie za gorąco. Nawet w Afryce, gdzie trenuję na dużej wysokości, temperatura wynosi od 12 do 15 stopni.
- A czy wiek 37 lat nie zaczyna stanowić problemu?
- Nie czuję, by był przeszkodą. Niektórym udaje się dobrze biegać i po czterdziestce. Najważniejsze to zdrowie i otwarta głowa. Swój cel na igrzyska wyjawię, gdy uzyskam minimum. Na razie powiem ogólnie, że celuję w jak najwyższe miejsce dla Polski.
Nie mając w ostatnich latach odpowiednich wyników, Shegumo nie ma też stypendium kadrowego. Wspiera go jednak firma Assics i osoby indywidualne.