Pogrzeb Diego Maradony. Trzy dni narodowej żałoby. Starcia z policją i kameralny pochówek.

Od świtu długa kolejka tysięcy fanów czekała przed pałacem prezydenckim Casa Rosada w Buenos Aires, by oddać bezpośrednio hołd zmarłemu Diego Maradonie (1960-2020). Ogromna czarna wstęga zdobiła wejście do budynku, którego flagi były spuszczone do połowy masztu na znak żałoby narodowej, ogłoszonej na okres trzech dni. Zanim wpuszczono tłum, specjalnie utworzona kaplicę odwiedzili członkowie rodziny i piłkarze, w tym koledzy z drużyny mistrzów świata 1986. Wieczorem "Złoty dzieciak" pochowany został w podstołecznej miejscowości Bella Vista.
Nie wszystkim było dane pochylić głowę przed zamkniętą trumną "Boga futbolu", którą pokrywały flaga narodowa i koszulki z numerem 10. Doszło też do incydentów spowodowanych przez tych, którzy nie mogli pokłonić sie zmarłemu. Według źródeł rządowych wściekli fani wtargnęli na dziedziniec pałacu. Doszło też do starć z policją na sąsiednich ulicach. Różne przedmioty poleciały w kierunku policjantów. Ci odpowiedzieli gumowymi kulami i gazem łzawiącym.
Po tym zamieszaniu kondukt pogrzebowy wyruszył pod koniec dnia w kierunku cmentarza Ogród Pokoju w miejscowości Bella Vista na obrzeżach Buenos Aires, w szpalerze tysięcy osób na poboczach ulic. Nabożeństwo żałobne odbyło się w gronie rodziny, po czym trumna ze zwłokami została pochowana w rodzinnym grobowcu, także w kameralnej atmosferze.
„Myślałem, że Diego jest nieśmiertelny, myślałem, że nigdy nie umrze. Czuję okropny smutek, bardzo nas to unieszczęśliwiło” - ubolewał pod cmentarzem 63-letni Antonio Avila, kierowca autobusu.