Lewandowski o Miliku wypowiedział się kilka dni temu dla "SE". - Przede wszystkim nie ma się co nakręcać. Czasem nie da się wytłumaczyć, dlaczego nie strzela się goli. Nie można ich szukać za wszelką cenę. Arek musi skupić się nie na strzelaniu bramek, ale na kreowaniu gry - odpowiedział najlepszy polski piłkarz zapytany o niemoc snajpera Napoli. I faktycznie. Milik w 2016 roku w kadrze zdobył ledwie jednego gola. Z Irlandią Północną, na otwarcie Euro. Później już tylko marnował sytuacje, aż wreszcie stał się bohaterem internetowych memów. - "Milik nie trafi w bramkę nawet na lotnisku" - to bodaj najłagodniejszy z nich.
To się czuje. Rywalizacja między oboma panami wybuchła na dobre. Napastnik Napoli już nie akceptuje roli "pomocnika". Sam chce kończyć sytuacje strzeleckie. I to jest problem. W słynnym meczu z Niemcami młodszy z duetu pracował dla drużyny. Adam Nawałka wystawił go właściwie w roli ofensywnego pomocnika. Dzięki temu błyszczał nie tylko on, ale też Lewandowski, nie mający problemu ze znalezieniem sobie miejsca na murawie. Po każdym kolejnym golu pozycja Milika jednak rosła, aż ten zapragnął zostać snajperem numer 1. I teraz mamy dwóch indywidualistów, ale też problemy w ofensywie, przez które straciliśmy już dwa punkty w eliminacjach mistrzostw świata. Bo obecność obu panów w polu karnym przeciwnika powoduje, że w strefie środkowej tworzą się dziury.
Nawałka na razie nie reaguje. Czeka. Liczy, że śmiercionośny duet znowu odpali. Tyle że w najnowszej historii futbolu kilka takich duetów już przerabialiśmy. I rzadko kończyło się to sukcesem, żeby przypomnieć tylko bezzębną reprezentację Francji z Thierrym Henrym - królem strzelców Premier League - i Davidem Trezeguetem - królem strzelców Serie A - na czele.
Z drugiej strony. Czy znajdzie się ktokolwiek, komu przyjdzie do głowy posadzić Arkadiusza Milika - lub Roberta Lewandowskiego, to już w ogóle science fiction - na ławce rezerwowych?