Krzysztof Lijewski ma za sobą wyjątkowo nieszczęśliwy wieczór. Zawodnik jest jednym z kluczowych zawodników Vive Tauronu Kielce, który mierzył się w środę z drużyną Orlen Wisła Płock w ramach pierwszego finału PGNiG Superligi Mężczyzn. Reprezentant Polski już w pierwszej połowie został wyjątkowo brutalnie sfaulowany przez lidera defensywy "Narciarzy" - Jose Guilherme De Toledo.
Brazylijczyk zaatakował Lijewskiego i powalił go na parkiet płockiej areny. W efekcie brutalnego zajścia Lijewski miał rozciętą brodę, lecz szybka interwencja lekarzy sprawiła, że rozgrywający wrócił na parkiet, a pięć szwów i krwiak na szyi nie powstrzymały go przed ukończeniem dzieła. Vive wygrało 25:24 i ma jednobramkową zaliczkę przed sobotnim rewanżem.
Występ Lijewskiego stoi jednak pod ogromnym znakiem zapytania. Po meczu i "zejściu" adrenaliny okazało się, że jego stan zdrowia jest fatalny. - Miał zawroty głowy, nie mógł oddychać. - poinformował trener Tałant Dujszebajew. - Krzysiek całą noc i dzień spędził w szpitalu. To, co było w środę, to nie był sport. Chcę, żeby wszyscy to zrozumieli. Człowiek, który prezentuje takie niesportowe zachowania, musi być ukarany. - dodał były trener reprezentacji Polski.