Michał Jurecki

i

Autor: Eastnews Michał Jurecki

MICHAŁ JURECKI: Marzę, by zagrać w finale Champions League WYWIAD

2013-03-25 17:27

Gwiazdor Vive Targów Kielce Michał Jurecki po awansie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych rozmawia z portalem Gwizdek24.pl. - Teraz, kiedy jesteśmy już w ćwierćfinale, stać nas na wszystko. Nawet na awans do final four! - twierdzi prawy rozgrywający mistrzów Polski Michał Jurecki, którego sześć goli pomogło wyeliminować węgierski Pick Szeged (32 :27).

Gwizdek24.pl: - W rewanżu w Kielcach miały lecieć wióry, a wy zapowiadaliście, że odpłacicie Węgrom za kuksańce, zapaśnicze chwyty i ciosy w twarz z pierwszego spotkania. Z wysokości trybun nie wyglądało jednak żebyście szukali odwetu.

Michał Jurecki: - Bo my gramy w piłkę, a nie polujemy na kości rywali. W Szeged też nie było jakiejś wielkiej brutalności. Po prostu Węgrzy zorientowali się, że sędziowie rzadko gwiżdżą ich przewinienia i pozwalali sobie na więcej niż zazwyczaj dzieje się w takich spotkaniach. W Kielcach walczyli fair. Moim zdaniem pokazali, że nieprzypadkowo już dwa razy kwalifikowali się do najlepszej ósemki w Europie.

- Wy, podobnie jak w pierwszym meczu, zaczęliście strasznie nerwowo. O tym jak byliście zestresowani niech świadczy fakt, że Roland Mikler obronił trzy strzały z rzędu Grzegorza Tkaczyka, a to naszemu rozgrywającemu zdarza się niezwykle rzadko.

- Za szybko, od razu po rozpoczęciu gry chcieliśmy odrobić stratę jednej bramki z wyjazdu. Strzał, bach obrona, za chwilę to samo i zaczęły się nerwy. Na szczęście szybko potrafiliśmy je opanować.

- Pierwszy czas trener Wenta wziął już po 6 minutach gry, kiedy przegrywaliście 2:4. Widać było, że w waszym obozie atmosfera jest napięta. Co usłyszeliście od szkoleniowca?

- Żeby grać dłużej i spokojniej. By nie rzucać z nieprzygotowanych akcji. Nie robić wszystkiego naraz. Grać swoje. Konsekwentnie i nie dawać się wyprowadzać z równowagi. Jak widać uwagi trenera pomogły (śmiech).

- Którego z rywali chciałby pan wylosować w ćwierćfinale?

- Przed meczem z Pickiem Mateusz Jachlewski powiedział, że przejdziemy Węgrów i trafimy na Flensburg - Handewitt. On ma jakiś dar przewidywania (śmiech), więc pewnie się sprawdzi.

- Jak uczciliście promocję do grona ośmiu najlepszych drużyn w Europie?

- Najpierw było spotkanie wielkanocne w klubie, bo już za kilka dni większość z nas wyjedzie na zgrupowania reprezentacji i nie będzie okazji do posiedzenia w swoim gronie przed świętami. Potem wyskoczyliśmy z chłopakami na małe piwko. Nie było specjalnie czasu na wielkie ucztowanie. Na to przyjdzie czas, jak spełnią się nasze marzenia o awansie do final four.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze