"Super Express": - Vive jest na tyle mocne, by po raz drugi z rzędu wygrać Ligę Mistrzów?
Talant Dujszebajew: - Jest tylko jedna drużyna, która po triumfie w Champions League w następnym roku awansowała do Final Four. To niemiecka Kilonia. To wyzwanie było nie do przeskoczenia nawet dla takich tuzów jak Barcelona czy Flensburg, który w 2014 r. niepodzielnie rządził w Europie. Po to gramy, żeby napisać historię i znów być najlepsi na kontynencie. Ale ogromnym sukcesem będzie już sam awans do turnieju finałowego.
- Może być o to trudno, bo w fazie grupowej aż pięciokrotnie przegraliście.
- Ale przynajmniej ostatnie trzy mecze z tych pięciu nie były w naszym wykonaniu złe. Prowadziliśmy grę, a o porażkach decydowały detale. Dlatego tak ważna jest wygrana z Mieszkowem. To, co było naszą bolączką, czyli momenty dekoncentracji w końcówkach, wreszcie udało się wyeliminować i ostatni kwadrans cała drużyna zagrała świetnie.
- Znów w rolach głównych wystąpili rutyniarze - najlepszy strzelec Karol Bielecki i Sławomir Szmal w bramce.
- Karol jest chyba człowiekiem bez układu nerwowego, bo nawet gdy podchodzi do karnych w najbardziej gorących momentach spotkania, to się nie myli. Brawa dla Sławka za kapitalny występ, ale wszyscy zagrali na piątkę. Znów sobą był Michał Jurecki, który zaliczył najlepszy mecz od powrotu po kontuzji.
- Trudno będzie zejść na ziemię z Ligi Mistrzów i zmobilizować zespół na środowy mecz z Chrobrym Głogów w PGNiG Superlidze?
- Dziś Liga Mistrzów i Montpellier mnie nie interesują. O Francuzach zaczniemy myśleć po meczach z Głogowem, wyjazdem z Legionowem i potem z Kwidzynem. Wszystkie te spotkania musimy wygrać, grając na równym wysokim poziomie. Jeżeli to się uda, jeszcze silniejsi wyjdziemy na Montpellier.